Informacje

  • Wszystkie kilometry: 103464.51 km
  • Km w terenie: 357.00 km (0.35%)
  • Czas na rowerze: 262d 01h 52m
  • Prędkość średnia: 16.43 km/h
  • Suma w górę: 181173 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy trobal.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Piątek, 5 maja 2017 Kategoria spacerkiem

93

Wyjazd z żoną do Arkadii i Nieborowa. Po drodze Bolimów. Rejestracja trasy wyłączyła się podczas pieszego spaceru w parku w Arkadii.
Pociągiem dojechaliśmy niemal pod samą Arkadię. Powrót również pociągiem, ale z Teresina. A po drodze...

Park

W parku życie przy symbolicznym nagrobku

W Nieborowie pałac. Bo czy jest tam coś jeszcze poza nim? Kawa w kartonowych kubkach i bezy?

W Bolimowie na podwórku garncarza część butli (górna) po chlorze użytym pod Bolimowem przez Niemców podczas Wielkiej Wojny. Wisi na słupie latarni gazowej przeniesionej z rynku.

W Huminie po raz pierwszy zobaczyłem jak uprzątnięto tamtejszy cmentarz wojenny na stulecie wybuchu wojny.

W Guzowie teraz zamknięty nawet park. Wszędzie zmiany.
Poniedziałek, 1 maja 2017 Kategoria spacerkiem

89

To miało być (jak zwykle) inaczej. Mieliśmy pojechać pociągiem. Ale tych do Góry Kalwarii jest co kot napłakał. Są pociągi do Czachówka. Ale jak już byliśmy gotowi do wyjazdu mieliśmy za dużo czasu do odczekania i pojechaliśmy o własnych siłach. Jak już dojechaliśmy to znów lepiej było pojechać do Otwocka niż do Czachówka. A z Otwocka Wielkiego lepiej było pojechać do Warszawy niż na stację kolejową w Otwocku. W międzyczasie okazało się, że nie kursuje prom do Gassów. I tak się to wszystko po drodze zmieniało. Ale najważniejsze - jechaliśmy. Jechaliśmy wśród pól.

Jechaliśmy wśród drzew.

I jechaliśmy...

... do końca.

Niedziela, 30 kwietnia 2017 Kategoria wyskok na chwilę

87

Zacznę od planu, bo rozminął się całkiem z tym co zrobiłem. Miałem zamiar dojechać do Karczewa, wbić się w lasy i przez Osieck dojechać do Zabieżek. Dalej w zależności od warunków (czas) albo powrót pociągiem, albo jazda do Kołbieli i dalej wzdłuż Świdra. Na zmianę planów wpłynęło... Co tu dużo mówić. Już nie pada ale jeszcze leży. Tak było na Liliowej w Miedzeszynie (lub w Wawrze).

W takich okolicznościach przyrody postanowiłem pojechać na drugą stronę Wisły. Po drodze na skraju lasu w Józefowie "industrial". Tam też dotarła wiosna.

Najpierw sprawdziłem czy kursuje prom z myślą o ewentualnej przeprawie dnia następnego. Później zapuściłem się w gruntowe drogi nad Wisłą. Już na samym początku niespodzianka.

A później drogi. I suche i bardzo błotniste. Ale przede wszystkim ukwiecone. Dzika jabłonka zakwitnie może jutro.

Inne rośliny już nawet przekwitają.


Chciałem dojechać do wału i sprawdzić czy już kwitną jabłonie w sadach. Ale stan dróg mnie mocno zaskoczył. Skupiłem się więc na kwiatach obok mnie nie szukając ich gdzieś dalej.

Ostatecznie musiałem wspiąć się na wał mimo braku drogi podjazdowej. Błoto nie dawało mi szans na przejechanie dalej. Z wału zobaczyłem, że stare jabłonie w sadach jeszcze nawet nie przygotowują się do rozkwitu. Potrzebują jeszcze paru dni. Młodsze gdzieniegdzie już kwitną. Ale to wciąż jeszcze początek rozkwitu, który tak lubię.
Zbliżając się do mostu na Wiśle wpadłem całkiem między kwiaty.

Pojawiło się też słońce i było bardzo przyjemnie.

Po tych wszystkich kwiatach fakt, że w Górze Kalwarii zwinęli mi schody już nawet mnie nie zezłościł.

Nawet to, że na szczycie drogę rozorano i zagrodzono przejście też nie miało większego znaczenia. Wszystko przecież da się jakoś obejść. Czasami tylko jest mokro ale i to da się przeżyć. Tak jak wiatr, który dziś bez przekonania utrudniał mi powrót do domu.
W Dębówce droga też jeszcze nie wyschła ale to nie powód by rezygnować. Dalej przecież może być (i było) sucho.

A ponad tym błotem było błękitne niebo i kwitnące drzewa.

Nie. Na taką drogę nie ma co narzekać.

Im bliżej Warszawy, tym więcej cyklistów. O ile od Góry Kalwarii do Cieciszewa były uprzejmości i uśmiechy, to dalej zaczyna się nadęta obecność, oczy wbite w liczniki lub w horyzont. Nie ma nas. A w głowie i tak już się śpiewa.
I jutro też będzie dzień :-)
  • DST 79.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 kwietnia 2017 Kategoria wyskok na chwilę

84

Nie wytrzymałem tego napięcia, oczekiwania na wiosnę. Pojechałem. Pojechałem mimo prognoz zapowiadających silny i zimny wiatr, możliwe opady śniegu lub gradu itd. Żyje się raz. A czekając żyje się krócej. Ponieważ chciałem do lasu, a ostatnio już w kilku lasach byłem pozostał mi niewielki wybór. Lasy na południe od Warszawy.
Po raz pierwszy byłem tu by sfotografować cmentarz żydowski. I już wtedy nie podobało mi się, że przez cmentarz biegnie szlak rowerowy. Za drugim razem wjechałem w las bez planu i znalazłem "kamień leśnika". Dzisiaj chciałem to połączyć, czyli od kirkutu dojechać do "kamienia leśnika". I prawie się udało. Prawie.
Szlak rowerowy przebiega skrajem cmentarza. Ale jednak nie przejechałem tędy, tylko przeszedłem.


A później jechałem, jechałem i jechałem... A kamienia nie widziałem. Widziałem tylko wszędzie ludzi. Ta niedziela wielu wyciągnęła z domów. Za to zwierząt niemal wcale nie widziałem. Ludzie je wypłoszyli.
Gdy już skończyła mi się droga ubita. Zaczęły się piachy. Sprawdziłem jak daleko mam do krajowej pięćdziesiątki i skręciłem na zachód. W ten sposób dojechałem do bagna Całowanie. Tablica z napisem "OSTOJA BAGNO CAŁOWANIE" aż się sama prosiła o użycie znaków przystankowych. Przecież "OSTOJA. BAGNO. CAŁOWANIE" wygląda znacznie lepiej. A bagno jak bagno. Mokre.

Przy okazji zauważyłem, że zaraz matury bo czeremchy zaczynają kwitnąć.

Po wyjechaniu z lasu odczułem siłę wiatru i zobaczyłem mało zachęcające chmury.

Po krótkiej jeździe pod wiatr w Brzezince ponownie wbiłem się w las. To tędy kiedyś dojechałem do poszukiwanego kamienia. Ale teraz nie pojechałem prosto jak wcześniej. Najpierw zatrzymałem się przy zawilcach.

Nie było ich wcale mało. Na skraju bagna rosło ich niemal tak dużo jak w parku w Puławach.
Po chwili zaczął padać śnieg. To skłoniło mnie do wybrania drogi bardziej wyglądającej na powrotną od tej którą chciałem dojechać do kamienia. Śnieg zaraz przestał padać a ja już nieodwołalnie wracałem do domu.

  • DST 74.10km
  • Teren 7.00km
  • Czas 04:04
  • VAVG 18.22km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 kwietnia 2017 Kategoria ponad 5 godzin

74

To miał być początek fajnego tygodnia. Prognozy mówiły o ciepłym, suchym i pochmurnym dniu. Nie do końca się sprawdziły. Chmur było jak na lekarstwo. A po przebiciu się przez miasto nad Kanał Żerański ogromną radość sprawił mi widok zwykłej gruntowej drogi.

Taką radość, że dopiero teraz, na zdjęciu, widzę leżące tu śmieci.
Pomknąłem z wiatrem za Nieporęt, do Arciechowa. Nadal jeszcze nie jest tak zielono jakbym tego chciał ale już widać wiosnę.

Podczas poprzedniego przejazdu zauważyłem nadpalone żeremia? tamy? Nadpalone coś, co było dziełem bobrów. Teraz te budowle z patyków płonęły. Ktoś najwyraźniej je metodycznie niszczy walcząc z tymi zwierzakami.

Samych bobrów nie widziałem ale ślady ich roboty tak.

Ta wojna trwa już chyba długo. Ludzie nie chcą mokradeł przy działkach wypoczynkowych. Ale i tak je mają. Ten kanał nie osuszy tego terenu tak by dało się tam biegać pośród kwiatów.

Po drugiej stronie wału Bug, a na wale kwiatki. Żółte. Tak jak lubię.

W Kuligowie powróciłem na asfalt. Jechało się szybciej, a wiosenne obrazki były zgoła inne. Takie tradycyjne, wiejskie.

I trzeba było się spieszyć, żeby nie jechać za rozrzutnikiem. Nie jedynym rozrzutnikiem tego dnia na drodze. Nieco wcześniej mijałem dwie kapliczki. Starej nikt się pewnie nie podejmie rozebrać. Ludzie czekają aż się sama rozsypie, ze starości. Ale teraz jeszcze stoją dwie obok siebie i coraz bardziej się od siebie różnią.

W Słopsku zobaczyłem czaplę, a ona zobaczyła mnie. Zależało mi na zdjęciu więc zatrzymałem się za już zieleniejącym drzewem. Ptak poderwał się do lotu jak tylko zza drzewa wyszedłem.

Dalej to już było poznawanie nowych dróg. Nigdy wcześniej nie byłem w Młynarzach. Nie jechałem z Młynarzy do Ślubów. Ani ze Ślubowa do Wyszkowa. Teraz to nadrobiłem. Najpierw Młynarze. Wieś wśród mokradeł. Przy drodze woda.

Na drodze woda.

A jak chciałem zrobić zdjęcie motylkowi to rower wziął kąpiel błotną (motyl uciekł). Ale wkrótce mogłem przeczytać, że jestem na Szlaku Prymasa Tysiąclecia.

Ta plama na wodzie to brudny łabędź. Spał znudzony życiem. Inne jak widziałem wcześniej na Bugu i na mokradłach budowały gniazda. Ten najwyraźniej jest samotny.

Wkrótce Wyszków z mostem na Bugu, który zawsze sprawia mi problem. Za mostem niemal zawsze zakręcam w lewo. Gdy jest inaczej śmiało pomykam po jezdni. Ale gdy chcę zakręcić wygodniej mi od razu znaleźć się po tej lewej stronie. Tylko chodnik na moście jest okropnie wąski. Trudno jest się mijać pieszym, a tu jeszcze rowery. Jakoś przeszedłem mijając się z ludźmi wyraźnie przyzwyczajonymi do ustępowania rowerzystom. W lewo za mostem jest ścieżka rowerowa (i chodnik) przez park. Tu można trochę ochłonąć, odsapnąć i ruszyć w dalszą drogę. Rybno, Kręgi, Somianka. W zeszłym roku część drogi była rozebrana. Teraz jest ładny asfalt i ścieżki rowerowe okupowane przez dzieci na rowerach.
W Michalinie, za Kręgami dopadł mnie lekki kryzys. Najwyraźniej przeciwny wiatr z jakim zmagałem się od Wyszkowa zaczął dawać mi już bardzo dokuczać. Na chwilę stanąłem, podreptałem, coś przegryzłem, popiłem i mogłem dalej walczyć z naturą.

W Jackowie Dolnym tradycyjnie pracowano przy drodze do Jackowa Górnego. Jak ją dopieszczą pewnie będą mogli się wziąć od nowa za remont. Ale to szczegół. W Jackowie Dolnym lubię łąki. Bardzo je lubię. Jeszcze są częściowo zalane. Wkrótce opanują je krowy. W oddali widać wieżę kościoła w Popowie Kościelnym.

Następny przystanek na potrzeby dokumentowania fotograficznego miło zmarnowanego czasu nastąpił za Cuplem. Musiałem się wdrapać na wał, żeby móc jechać dalej w stronę mostu na Narwi. Na zdjęciu widać cel tej przeprawy.

Po drugiej stronie wału tereny podmokłe ale zamieszkałe.

Wiatr bardzo wzburzył powierzchnię wody Zalewu. Niemal nikt nie wypłynął. Jeszcze może za wcześnie na takie przyjemności? Po Kanale Żerańskim pływają kajaki i łodzie. Ale tam nie widziałem tak dużych fal.
W Serocku mijałem znaki pełne polskiej tradycji literackiej i kulinarnej.

Powrót do Warszawy od Nieporętu przebiegał niemal tą samą drogą co wcześniejszy przejazd w stronę przeciwną. Pewnym odchyleniem był przejazd w pobliżu Stadiony Narodowego. Brygady budowlane wznoszą namioty w stylu europejsko-amerykańskim...

... oraz w stylu mauretańskim.

I dzień mi się skończył. I trasa się skończyła.


  • DST 154.90km
  • Teren 20.00km
  • Czas 08:22
  • VAVG 18.51km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 kwietnia 2017 Kategoria spacerkiem

73

Spacer z żoną. Nad Wisłą.
W kilku miejscach widać ślady destrukcyjnej działalności dziewczynki z zapałkami.

Wciąż nie mogę zrozumieć sportowego wędkarstwa. Sam kiedyś łapałem ryby z użyciem kijów i żyłek ale traktowałem to jak relaks, wypoczynek nad wodą (lub w wodzie). Tutaj byli tylko wędkarze zażywający relaksu.

Jest zasięg = jest internet. Żona na Fejsie.

Bilans: Kij uszkodził tylną przerzutkę w rowerze małżonki. Do domu przywieźliśmy kleszcza.

  • DST 23.30km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 13.57km/h
  • Sprzęt były Kross Trans Alp
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 kwietnia 2017 Kategoria wyskok na chwilę

72

Jeden dzień bez roweru bardzo mi dokuczył. No, może nie bez roweru. Zmieniałem błotniki i pancerze linek. Z błotnikami na sztywno zawsze problem z docinaniem i dokręcaniem. Ale potrzebuję w jednym rowerze coś takiego na mokre wypady. Dzisiaj testowałem jak "bluemelsy" SKS-u zachowają się w praktyce. A na dworze było słonecznie, wiosennie, wietrznie i ... Pomyślałem, że dobrym miejscem na sprawdzenie błotników będzie zjazd po kocich łbach w Górze Kalwarii. W tamtą stronę z wiatrem. Sama przyjemność tylko jęczenie jadących w przeciwną stronę nie napawało optymizmem. No dobra. Jeden tylko stękał i jęczał. Na szosówce. Może chciał coś wycisnąć pod wiatr. Ale wyraźnie wyciskał siebie. A tymczasem po polach chodziły "kury"...

Most na drodze już nie jest pokryty kostką bazaltową ale za to ma jedną ścieżkę rowerową. Dla wracających. Reszta musi jechać przed mostem i za mostem na drugą stronę jezdni. Na szczęście ruch tu niewielki. Mało kto też przejmuje się tym, że jest kilka metrów drogi dla rowerów.

Przydrożne drzewa kwitły i pachniały.

W Cieciszewie może nie cmentarz wojenny tonie w zieleni, tylko droga do niego. Ale i tu zaraz będzie wszystko pokryte białymi kwiatami.

Były też momenty zadumy. Np nad upływem czasu. Zmianami w życiu... Nie. Bardziej jednak nad upływem czasu. Czy da się to jakoś odkręcić?

Rower w plenerze. Młode liście brzozy. Stary rower i ja jeszcze starszy...

Podjazd do Góry Kalwarii jak zwykle okupiłem lekką zadyszką. W takich momentach człowiek czuje wyraźnie, że żyje. Zaraz też był wstrząsający zjazd testowy. Błotniki nie zachowały się cicho ale nic nie odpadło. Nic się nie poluzowało. Jest OK. Dalej więc pozostał mi skok przez most i przejazd po wale pod mostem. Kierunek -> Nadbrzeż.
Czekam na kwitnące jabłonie. Ale jabłonie dopiero puszczają pierwsze liście. Do kwitnięcia jeszcze daleko. Tak to wygląda na ul. Karczewskiej w Nadbrzeżu.

A więc jeszcze, jeszcze. Jeszcze trochę poczekamy. Swoją drogą ul. Karczewska musiała nieźle wyglądać jak było mokro.

Powrót to już przejazd po asfalcie z drobnymi wariacjami na temat poszukiwania drogi leśnej w Wawrze, którą kiedyś przez pomyłkę pojechałem w przeciwną stronę. Efekt poszukiwań to jedno zagubienie i odnalezienie się na znanej mi drodze zmienionej przez wiosnę nie do poznania. Jeszcze poszukam, bo było tam miejsce w lesie ciekawe. Lub ja jestem ciekawy co to za miejsce.

  • DST 78.20km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:51
  • VAVG 20.31km/h
  • Sprzęt były Kross Trans Alp
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 kwietnia 2017 Kategoria ponad 5 godzin

67

Poznaję Kampinos. Gdy żona chciała, żebym pojechał z nią do Kampinosu w ubiegłym roku określiła to jako "chałę". Sama zna ten las z pieszych wędrówek. Ja poznaję go od niedawna. W końcu w Warszawie jestem od 3 lat, a tyle wokół niej jest ciekawych miejsc. Kampinos to dla mnie tylko jeden z wielu lasów. Jedne znam dobrze, inne trochę, jeszcze innych nie znam wcale. Dzisiaj pojechałem poznać ten jeden las trochę lepiej.

Start o 6 rano. Chciałem przejechać ulicą Połczyńską do Sochaczewskiej w miarę spokojnie. W Lesznie byłem po 2 godzinach. Zrobiłem tam jedno zdjęcie pałacu i ...


...pognałem w stronę Kampinosu. Za tą miejscowością planowałem zjechać w stronę Granicy.



W lesie zaraz zaczął się piach i nawet z szerokimi oponami nie radziłem sobie na drogach. Ślady innych rowerów pokazywały, że nie ja jeden miałem ten problem. Był więc i spacer w miejscach najtrudniejszych. Szukałem wiosny. Poza motylami interesowały mnie inne znaki początku wiosny. Np. takie jak kwitnące drzewa. Co z tego, że nagonasienne. Te też ładnie kwitną.



Trafił mi się i zawalidroga.

Były i inne zawalidrogi, które niestety nie uciekały na mój widok.

Mimo tego, że nie trzymałem się dokładnie trasy proponowanej mi przez mapy Google jakoś dotarłem w te miejsca, do których dotrzeć miałem. Intrygowały mnie betonowe słupy z oprawami żarówek. Nie było między nimi żadnych przewodów. Ale najwyraźniej te drogi były kiedyś często używane. Dojeżdżając do Famułek Brochowskich mijałem kapliczkę. Zadbaną.

W Famułkach Brochowskich oprócz starych fundamentów i piwnic po dawnych domach są też domy zamieszkałe. Jednak przeważają te ślady po domach. Za to pojawiły się kable na słupach. Oświetlenie drogi i tak pozostaje wspomnieniem mieszkańców.

Z Famułek Brochowskich do Famułek Królewskich jazda była już po asfalcie. Po obu stronach drogi teren podmokły. Po łące przechadzały się żurawie. Za daleko dla mojego aparatu.

W kolejnej miejscowości zatrzymał mnie widok drogowskazu z napisem: "Cmentarz ewangelicki". Już kiedyś taki znak mijałem i się nie zatrzymałem. Teraz nie mogłem tego powtórzyć. To co zobaczyłem było smutne. Ten cmentarz, jak wiele innych w polskich wsiach, został zdewastowany przez ludność miejscową. W 2007 roku o takie miejsca zatroszczyło się Stowarzyszenie Lokalna Grupa Działania "Razem" Dla Rozwoju Regionu Sochaczewskiego. Uratowano to co zostało, a jest tego niewiele (1 duży fragment nagrobka bez znanej lokalizacji pierwotnej i 1 mały fragment innego nagrobka). Ale postawiono znaki i tablicę informacyjną. 150 lat mieszkali tu "Olendrzy". Jeszcze w okresie międzywojennym to była połowa mieszkańców Miszorów.

Kolejny drogowskaz do cmentarza ewangelickiego zobaczyłem w Piaskach Duchownych. To był ten, który parokrotnie już mijałem w ubiegłych latach. Tym razem podjechałem. Obraz podobny jak w Miszorach. Cmentarz zniszczony i duża tablica informacyjna.

Olędrzy mieli nie lada zadanie. Osuszanie terenów podmokłych to praca czasami syzyfowa. Ale potrafili to robić. No i otrzymywali ziemię na podstawie kontraktów okresowych. Wspólnie odpowiadali za realizację zobowiązań wobec właściciela ziemi. Zdrowy układ, którego autochtoni mogli im tylko pozazdrościć. Z drugiej strony, to ci osadnicy ciężko pracowali i nie mogli się nadziwić jak tym miejscowym się nie chce. Jak robią tylko to co im się każe i nic ponadto. Takie było wielowiekowe dziedzictwo pańszczyzny, które osadników nie obciążało. Jadę dalej :-)

Z tym kawałkiem Olendrzy sobie nie poradzili. Przez chwilę jechałem wzdłuż wału wiślanego. Widoki były ładne, a do Puszczy zjechać nie mogłem właśnie przez to starorzecze Wisły. Gdy już mogłem zbliżyć do lasu mijałem wreszcie jakieś zwykłe, dzikie kwiaty.

A w samym lesie zawilce do których całych dywanów przyzwyczaiłem się w Puławach.

Z drobnymi zagubieniami i odnalezieniami dojechałem do Rybitew. Za nimi natrafiłem na zagajnik w którym drzewa były pokryte żółtymi porostami.

W pobliżu, na innym gatunku drzewa widać było, że to czas owadów. Choć po zimie powinno ich być mało to tutaj było ciasno. Poza trzmielami ucztowały tam motyle, przeróżne muchówki oraz biedronki (choć te raczej chciały zjeść jakiegoś pluskwiaka).

I w tym miejscu zacząłem się mylić już bardzo jeśli chodzi o drogę. Wcale nie miałem jechać do Cybulic. Ani do Małych ani do Dużych. Może to jednak "znak", że do tych Cybulic Małych trafiłem? To tutaj jechałem ulicą o nazwie pasującej do moich poszukiwań.

Po przejechaniu przez Łomianki skontaktowałem się z żoną. Wiedziałem, że też chce pojeździć, a nie lubi sama. Trafiłem akurat w moment gdy już wyszła z rowerem przed blok. Spotkaliśmy się po drodze i była jeszcze wspólna przejażdżka na dwa rowery.

W sumie dzień udany. Ilość rowerzystów na drogach Warszawy była porażająca. Zdecydowanie łatwiej jest się poruszać na rowerze poza miastem.

  • DST 165.20km
  • Teren 20.00km
  • Czas 09:19
  • VAVG 17.73km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 marca 2017 Kategoria ponad 5 godzin

60

Słoneczna niedziela rozpoczęła się chmurami i chłodem.To był dobry dzień na pokazywanie okolicy nowemu rowerowi.Przy okazji sam też chciałem zobaczyć miejsca w których jeszcze nie byłem. Zaczęliśmy od jazdy wzdłuż Kanału Żerańskiego, który na końcu nazywa się Kanałem Królewskim (dlaczego?). Wszystko wskazywało na to, że mamy narodowy dzień sportu. Przy przejeździe przez Pragę zamykano za mną drogi. Nad Kanałem odbywały się zawody wędkarskie. Wędkarze siedzieli na całej długości Kanału. Cisza spokój i kajaki.

Pierwszym miejscem w którym jeszcze nigdy nie byłem była Rynia i .... Nic ciekawego.
Kolejne miejsce to Arciechów i tu już było ciekawiej. Zwłaszcza gdy już jechałem wzdłuż Bugu.


W drodze do Kuligowa widziałem z daleka czaple białe. Słyszałem i widziałem przez krzaki parę żurawi. Widziałem ogromną ilość pniaków po drzewach wyciętych przez bobry. I ... wciąż jeszcze nie ma wiosny.


Chyba w Słopsku udało mi się zobaczyć pierwszy raz w tym roku bociana.

A dalej to już był właściwie powrót. Powrót do domu znanymi drogami z wariacjami na temat błądzenia.
I śpiewało się samo. Od czasu gdy zobaczyłem czerwone bezlistne krzaki nad brzegiem Bugu.



  • DST 112.50km
  • Czas 05:42
  • VAVG 19.74km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 marca 2017 Kategoria spacerkiem

47

Spacer z żoną. Jeszcze zimno więc na krótko i na blisko. Obejrzeć most nad Kanałem Żerańskim.


trobal na nowym rowerze o którym kiedy indziej jak zrobię mu zdjęcie
  • DST 27.60km
  • Czas 02:00
  • VAVG 13.80km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl