Informacje

  • Wszystkie kilometry: 103464.51 km
  • Km w terenie: 357.00 km (0.35%)
  • Czas na rowerze: 262d 01h 52m
  • Prędkość średnia: 16.43 km/h
  • Suma w górę: 181173 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy trobal.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:572.57 km (w terenie 9.00 km; 1.57%)
Czas w ruchu:25:43
Średnia prędkość:22.26 km/h
Maksymalna prędkość:47.63 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:143.14 km i 6h 25m
Więcej statystyk
Sobota, 31 sierpnia 2013 Kategoria ponad 5 godzin

Tarłów wczesną jesienią

Lato w kalendarzu, a przyroda już czuje jesień. Pola zrobiły się łyse nie tylko po żniwach ale też po odlocie bocianów. Zdarza się jeszcze zobaczyć gdzieś pojedynczą jaskółkę. Nocami można usłyszeć gęsi lecące teraz na południe. Noce są zimne i coraz dłuższe. A ja postanowiłem na szybko wyskoczyć do Tarłowa. Wybierałem się tam już od paru tygodni. Powodem były zdjęcia z cmentarza żydowskiego jakie zamieściła na fejsie Multi Localica. Gdy sam parę lat temu odwiedziłem cmentarz w Tarłowie zastałem tam tylko jedną przewróconą macewę i drzewa. Nic więcej. Przez ten czas jednak wiele się zmieniło. Pojawił się płot, pomnik i kilknaście macew. Bardzo chciałem zobaczyć to na własne oczy. Nie dlatego, że nie wierzę. Tylko dlatego, że zdjęcia nigdy nie pokazują wszystkiego. Wyjazd zaplanowałem na szóstą rano. Wstałem odpowiednio wcześniej i… poczekałem aż się zrobi cieplej. To znaczy, że wyjechałem po 10 rano.
Trasę wybierałem kierując się głównie natężeniem ruchu. Dlatego pojechałem przez Nasiłów. Dalej ale spokojniej. Później: Janowiec, Janowice, Brzeźce, Lucimia i Chotcza. Spokój i tylko czasami dostrzegałem na asfalcie mokre plamy po deszczu. Prognozy pogody mówiły o opadach po południu, bliżej wieczora. Nie miałem zamiaru jeździć tak długo. Liczyłem więc na suchy przejazd. I był suchy. Do czasu. Jeszcze w Solcu nad Wisłą było sucho. Zjechałem z drogi głównej by zobaczyć tamtejszy kirkut. Poprzednia wizyta była chyba ponad 2 lata temu. Chciałem zobaczyć czy coś się tam zmieniło.



Nie zmieniło się nic. Może to i dobrze. Przecież gdy chciałem zobaczyć ostatnią macewą w Józefowie nad Wisłą to dotarłem tam za późno – już jej nie było. W Solcu wciąż jeszcze jest. Jest macewa. Są mirabelki. I są też śmieci leżące w tych krzakach od lat. Widok przygnębiający. Ale może właśnie należy się cieszyć z tego, że tutaj nic się nie zmieniło na gorsze?
Do Tarłowa pojechałem przez Ciszyce. Gdzieś w okolicach granicy pomiędzy województwami mazowieckim i świętokrzyskim spotkałem się z burzą. Udało mi się jednak schować przed deszczem w wiacie przystankowej. Chmura dość szybko przemieściła się na wschód, na drugą stronę Wisły i mogłem kontynuować podróż do Tarłowa. Już zastanawiałem się jak jechać dalej. Kusiło mnie by pojechać do Annopola. Kusiło mnie by pojechać do Lipska. Dwa przeciwne kierunki. W sam raz na rzut monetą. Zastanawiając się nad wyborem dalszej drogi minąłęm tarłowską synagogę i zaparkowałem przy ogrodzeniu cmentarza w Tarłowie.



Brakowało mi inforamcji o tym kiedy ogrodzenie postawiono ale stan płotu wskazywał na to, że postawiono go co najmniej w zeszłym roku. Miejscami widoczna była już rdza. Na pomniku też nie ma informacji o dacie jego postawienia. Są za to kamienie zostawione tu przez odwiedzających.



I macewy, których wcześniej nie widziałem. Nie wiem skąd je zabrano. Może leżały zakryte na terenie cmentarza? Może powróciły z podwórek okolicznych gospodarstw?



Tak jak przed ogrodzeniem cmentarza tak i teraz przez cmentarz biegnie ścieżka z której korzystają okoliczni mieszkańcy. Idąc nią zauważyłem kilka fragmentów stel nagrobnych. Czy zostały odsłonięte nie dawno, czy też po prostu je poprzednio przeoczyłem? Tego nie wiem. Zajęty najpierw rozglądaniem się po terenie cmentarza, a następnie rozmową z przechodzącym przez cmentarz mężczyzną nie zauważyłem kiedy niebo zakryła ciemna, deszczowa chmura. Rozmowę przerwał gwałtowny szum deszczu padającego na liście drzew nad naszymi głowami. Intensywny deszcz nie potrzebował wiele czasu by przedrzeć się przez barierę z liści. Momentalnie przemokłem. Zdążyłem tylko schować przed zamoknięciem aparat fotograficzny. Siebie nie miałem gdzie schować. Pocieszałem się, że jeszcze nie jest zimno. Bez deszczu było ponad 28 stopni. W deszczu niecałe 10 stopni mniej. Do centrum Tarłowa wracałem drogą gruntową, która kiedyś była główną drogą prowadzącą na tarłowski kirkut. Z tej strony nie ma ogrodzenia. Postawiono je tylko przy drodze asfaltowej. A drogi asfaltowe zmieniły się już w rwące strumienie. Starałem się jechać na tyle wolno by nie zamoczyć mocno butów. Zmokły, tak jak i skarpety ale nie musiałem wylewać z nich wody.
Deszcz przestał padać tak samo gwałtownie jak zaczął. Wyjrzało słońce. A ja widząc, że i ta chmura powędrowała na wschód zdecydowałem się na jazdę do Lipska, czyli drogą krajową łączącą Warszawę w Sandomierzem. Decyzję zmieniłem już po mniej więcej kilometrze jazdy. Mimo tego, że ruch na drodze nie był szczególnie duży uznałem, że jest wystarczająco duży by tą drogą nie jechać. Wciąż pamiętam potrącenie przez samochód po którym do dziś odczuwam bóle w lewym barku. Odbiłem więc w stronę Solca nad Wisłą. Wkrótce zdziwiłem się widząc latające motyle. Po deszczu wydało mi się to dziwne – powinny jeszcze siedzieć gdzieś susząc skrzydła. Ale to byłoby prawdą gdyby one rzeczywiście zmokły. Nie zmokły ponieważ przyleciały z miejsc w których ten deszcz nie padał. Ok. 5 km przed Solcem zaczęła sie sucha jezdnia. Sam Solec też był suchy. Na mokro było dopiero za nim, w okolicach Boisk. Tu moje suche już ubranie ponownie zmokło gdy wjechałem w deszcz. Tym razem jednak był mały i trwał krótko. Kolejny złapał mnie dopiero w Górze Puławskiej, czyli 2 km przed końcem jazdy.
Na drogach spotkać można wiele zaskrońców. W większości są to już rozjechane przez samochody gady. Bywa, że w miejscach o lepionej byle jak nawierzchni zobaczyć można stare ślady po tych gadach i poczuć się trochę jak paleontolog.



Ta jesień dopiero się zaczęła ale już brak mi ochoty do dłuższych wyjazdów, do marznięcia, moknięcia. Lato mnie rozpieściło. Wiosną być może w jeszcze gorszych warunkach będę się rwał do jazdy. To będzie skutek zimowej abstynencji. Póki co nie mam jeszcze takich objawów.
  • DST 130.99km
  • Czas 05:38
  • VAVG 23.25km/h
  • VMAX 47.63km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt były Kross Trans Alp
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 sierpnia 2013 Kategoria wyskok na chwilę

Relaks po upałach

Piątek był straszny. To był kolejny dzień z upałami. W pracy 33 stopnie. Za oknem młot pneumatyczny przez cały dzień rozbijał drogę. Wiatr przynosił z rana odór amoniaku. Masakra. Ten dzień wypadł mi z pamięci, z kalendarza. Wykończył psychicznie i fizycznie. I to drugie było najgorsze. Następnego dnia nie mogłem wypocić złości jadąc do jakiegoś celu bo nie miałem na to siły. Odpocząć musiały dusza i ciało. Najlepszym lekarstwem jakie znam jest jazda bez celu. Bez pośpiechu. Bez jakiegokolwiek przymusu i planu. Ogólnie swoboda. Ktoś jeszcze pamięta ten kawałek zagrany i zaśpiewany przez Józefa Brodę? Było na płycie "Fala".


Może nie do końca był to przejazd bez planu. Wymyśliłem, że to dobry moment by odwiedzić znajomych do których nie zajeżdżałem od dawna. Mieszkają za daleko by pójść i za blisko by jechać. Zwalić się im na głowę bez zapowiadania. Efekt był taki, że przejechałem od zamkniętych drzwi do kolejnych zamkniętych drzwi. Jest lato. Są wakacje.



W okolicach Kurowa na łąkach nad Kurówką było tak. Jak wszędzie są takie bele na żółtym ściernisku tak tu na zielonej trawie. Za Drążgowem chciałem jednym ujęciem załatwić bociany i jarzębinę. Nie wiem dlaczego bociany tak jak inne zwierzaki uciekają gdy rower się zatrzymuje.



Tu są trzy, a nie zauważyłem, że za plecami mam ich kilkanaście pomiędzy jakimiś krzakami (może aronia). Tych kilkanaście odleciało jak tylko się zbliżyłem. I nie było wśród nich młodzieży. Same dorosłe boćki. Młodzież nadal sterczy w gniazdach.

W Brzozowej drugie zamknięte drzwi. Ale jest od zawsze ładny dworek modrzewiowy.



I jakoś samo tak przyszło i zaczęło się śpiewać. Karuzela.


Właściwie jak już nikogo nie zastałem to postanowiłem sprawdzić dokąd prowadzi droga którą nigdy nie jechałem. Chodziło o drogę z Grabowców Dolnych do Grabowców Górnych. A jest jeszcze jedna. Przejeżdżałem obok kilkanaście razy w tym roku. Jeszcze nigdy tam nie byłem. Zapomniałem. I teraz też nie pojechałem.



Przy wschodnim skraju drogi do Grabowców Górnych leżało ciacho. Może nadal leży. Dla niektórych to wielkie ciacho. Powstało nawet zbiegowisko.



To już był powrót. Gdy startowałem koło południa było ponad 26 stopni. Ok. 16-stej już 20. Spodziewałem się, że spotka mnie deszcz. Wziąłem jakieś foliowe torby by chronić aparat foto, telefon i papierosy. Liczyłem na schłodzenie mnie po tych długotrwałych upałach. Na opłukanie z kurzu roweru i butów. Przeliczyłem się. Deszcz nie spadł. W Bobrownikach udało mi się jeszcze sfotografować białą flotę na łąkach nad Wieprzem.



I tyle było tego jeżdżenia. Najważniejsze, że odpocząłem. Wiatr raz dokuczał, raz pomagał. A ludzie wciąż są dla mnie zagadką. W okolicach Sędowic mam do wyboru dwie drogi do Bobrowników. Pierwsza jest krótsza i biegnie pośród pól. Trochę na niej trzęsie. Z daleka widziałem na niej rowerzystów. Może byli nawet w połowie drogi. Druga droga wije się pomiędzy budynkami. Jest dłuższa. Czy dlatego jej nie wybrali? Domy osłaniają od wiatru. Na spokojnie wyprzedziłem widzianych z daleka rowerzystów. Krótsza droga nie jest synonimem łatwiejszej czy szybszej, a wiatru nie rozgarnia się rękami.
  • DST 96.53km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:38
  • VAVG 20.83km/h
  • VMAX 42.30km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt były Kross Trans Alp
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 sierpnia 2013 Kategoria trening

Michów - doczekałem się

Wyjechałem wiedząc, że pomnik już jest. Dzień wcześniej powiadomił mnie o tym fundator. Było zupełnie spokojnie i bez pośpiechu. Na pośpiech za ciepło. W robocie na tą okoliczność poprosiłem o wyjście 2 godziny wcześniej. Znów były pytania: "czy jestem z nimi spokrewniony", "ile mi za to płacą". Odpowiedzi tradycyjne: "wszyscy jesteśmy spokrewnieni". Jakoś mniej mnie to wkurzyło niż zwykle. Może dlatego, że o pytającym mam i tak złe zdanie.



Na postojach temperatura w termometrze podskakiwała do ponad 37 stopni. Wiatr chłodził. I podczas jazdy tak bardzo się tego ciepełka nie czuło. Komarów mało. Gzów też jakby mniej. Za to ogromne ilości ważek. Latały nad drogami. Czasami się ze mną zderzały. Jedna ugrzęzła między moją twarzą, a paskiem od kasku. Dała mi poczuć jak bardzo jest delikatna, a przecież to drapieżca. Żałuję, że nie udało mi się żadnej uchwycić aparatem w locie. Są jak nieważkie. Ważka nieważka.



Wracając rzuciłem okiem na ruch na drodze Żyrzyn-Puławy. Nie. Nie miałem ochoty na towarzystwo tych wszystkich samochodów. Wybrałem przejazd przez lasy mimo tego, że nie wiedziałem czy dam radę jechać przez piachy. A jednak się udało. Spotkałem nawet parę na góralach. Mieli z tym większe problemy niż ja. I nie znali skrótów :) Gdy mieli wątpliwości czy nie minęli zjazdu poczekali na mnie. Po minięciu ich usłyszałem tylko: "za nim". Ale nie dogonili. Tak jak ja nie miałem szans by złapać na fotce zająca. Że też aparat zawsze wożę zamknięty, schowany. Dzięki temu jeszcze działa ale żałuję. Tyle okazji mi uciekło, by zrobić ciekawe zdjęcie.

O co chodzi z tym pomnikiem? Zapraszam na Forum Zbuntowanych Poszukiwaczy. Tam ten temat dojrzewał. Choć więcej działo się na mojej stronie internetowej przez co zrobił się tam mały bałagan.
  • DST 78.98km
  • Teren 6.00km
  • Czas 03:42
  • VAVG 21.35km/h
  • VMAX 36.57km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Sprzęt były Kross Trans Alp
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 sierpnia 2013 Kategoria ponad 10 godzin

Krótko i blisko

Trasa krótka. Choć zakładałem, że zmieszczę się z przejazdem w jednym dniu i nie zahaczę nocy to tak "w razie czego" wystartowałem gdy słońce dopiero miało się pojawić. Prognozy pogody mówiły o całym dniu w pełnym słońcu i porannych mgłach. Ale tych mgieł nie było wcale za wiele. Wyjeżdżając z Puław znalazłem mgłę znad kanału z podgrzaną w Zakładach Azotowych wodą.



Gdzieś tam daleko na łąkach było widać trochę mgieł ale nie wiele. W Gołębiu już powyłączałem światła. Było za jasno by w czymś mogły pomóc.



Dopiero za Gołębiem zobaczyłem więcej mgieł. Ale były daleko od drogi do Dęblina.



Zatrzymałem się raz przy gnieździe bocianim. Dorosłe boćki już chodziły po polach. Młodzież jeszcze spała. Ale jadąc dalej widziałem wiele gniazd w których młode bociany stały bez ruchu. Tak jakby wcale nie miały ochoty się ruszyć z tych gniazd. Młode gawrony już od paru tygodni latają z dorosłymi. A bociany nie. Na pewno cierpią z powodu upałów. Ale rano jeszcze nie było tak ciepło. Temperatura dochodziła do 15 stopni.



W Stężycy rzuciłem okiem na to co jeszcze w tym roku budowano. Powstał ośrodek rekreacyjno-wypoczynkowy. Ale przed szóstą rano nikogo jeszcze tu nie było.



W pobliżu zauważyłem figurkę z Chrystusem Frasobliwym. Figurka na szczycie wygląda na nową ale cała kapliczka wydaje się starsza.



Do Maciejowic dojechałem tuż po siódmej rano. Przez robienie zdjęć już miałem opóźnienie ale jeszcze nie tak duże bym musiał skracać zaplanowaną trasę. W sumie nie jechałem za szybko. Nie tylko mi się nie spieszyło ale też spowalniał mnie słaby przeciwny wiatr. Z czasem coraz wyraźniej dawał się odczuwać. Ale jeszcze w Łaskarzewie był niemal niezauważalny. Nic nie poruszało liści na drzewach i krzewach. Tutaj jak zwykle zajechałem na cmentarz żydowski. Jest blisko drogi. To zachęca do odwiedzin. Za każdym razem widzę więcej zniszczeń. Już nie ma ani jednej Gwiazdy Dawida z ogrodzenia cmentarnego. Nie widziałem też by jakaś leżała na ziemi jak podczas poprzedniej wizyty. Przybywa śmieci.



Do Garwolina już blisko. Kusiło mnie by pojechać przez Sulbiny i tam też rzucić okiem na kirkut. Ale tamten cmentarz jest daleko od domów. Tam jeszcze nie widziałem by wyrzucano śmieci. Ostatecznie pojechałem najkrótszą droga do Garwolina. I dostrzegłem przy drodze wiele kobiet (także z dziećmi) obserwujących drogę. Wszystkie patrzyły w kierunku w którym właśnie jechałem. W samym Garwolinie podobnie – stały i czekały, a ja nie wiedziałem na co czekają. Zagadka rozwiązała się sama. W centrum miasta zatrzymano ruch. Szły pielgrzymki. Garwolińskie pielgrzymki.



Po przejściu dwóch grup można było ruszyć dalej. Tutaj zakręcałem w prawo. Gdybym wiedział o co chodzi dawno bym to zrobił ale grzecznie czekałem. Jechałem do Parysowa i dalej – do Siennicy i Mińska Mazowieckiego. W Parysowie poza synagogą, cmentarzem żydowskim (bez nagrobków) i stodołą z fragmentów nagrobków żydowskich trudno o coś co chciałbym zobaczyć. Nigdy jednak nie fotografowałem kościoła.



Wciąż się śpiewała piosenka z Legionowa. Jedyny związek jaki mi przyszedł do głowy to moje marne tempo jazdy. To wystarczyło by w głowie akurat ta piosenka zaczęła się w kółko sama śpiewać.


W Mińsku Maz. najpierw pojechałem na cmentarz żydowski. W ostatnią niedzielę też tu byłem ale padł mi aparat. Zdjęcia robione komórką były fatalne no i nie zrobiłem ich wiele. Być może dlatego nie wiedziałem, że wchodzę na cmentarz od tyłu. Dziś odkryciem dla mnie był pomnik i brama cmentarna. Za pierwszym razem nie wszedłem tak głęboko w głąb cmentarza by je zobaczyć. A teraz mogłem zobaczyć jak ten cmentarz jest niszczony i zaśmiecany.



Te spodnie widziałem z daleka podczas poprzedniej wizyty. Ale generalnie nie przygotowałem się – tzn nie przeczytałem nic z tego co na temat tego cmentarza napisano w sieci. Dlatego odkrycie macewy z antysemickimi napisami było dla mnie szokiem. Nie wiedziałem czy mam zawiadomić policję. Postanowiłem najpierw to sprawdzić i zapytać koleżanki.



Już wiem, że już w 2011 o tym pisano w prasie. Dotąd nie usunięto. Pomazano też pomnik, który niedawno pomalowano.



Nieswojo się poczułem widząc, że zza krzaków obserwuje mnie łysy osiłek palący papierosa. Nie wiem kiedy się pojawił. I nie wiedziałem, czy ma ochotę na jakiś "cel rabunkowy" czy "rasistowski" – już takie myśli mi chodziło po głowie po tym co zobaczyłem na tym cmentarzu. Chyba nie miał ochoty na żaden z tych celów. Może tylko zobaczył kogoś na cmentarzu i sobie popatrzył co robię? Zdjęć zrobiłem wiele ale ostro świecące słońce i cienie drzew wiele z tych zdjęć zdyskwalifikuje. Ruszyłem szukać parku z pałacem.

Pałac niestety trudno obfotografować dookoła. Trwają jakieś roboty budowlane od frontu i trudno złapać całą fasadę na zdjęciu.



Kolejnym celem wyjazdu był Kałuszyn. W ubiegłym roku sfotografowałem tam macewę umieszczoną na ścianie kościoła. Chyba jedyna zachowana. Wtedy jednak nie wiedziałem gdzie dokładnie znajdował się cmentarz żydowski. Teraz byłem lepiej przygotowany i już szukałem dwóch cmentarzy. Nowy to tylko łąka.



Na starym znajduje się teraz budynek Urzędu Miejskiego.



Teraz mogłem rozpocząć powrót. Ale i na ten powrót miałem jeszcze coś zaplanowanego. Po minięciu w Zgórznicy pomnika bitwy pod Stoczkiem (przy którym w kwietniu w nocy o mało nie zamarzłem)…



…pojechałem w stronę miejscowości Jamielne. Na starych mapach przy polnej drodze zaznaczony był cmentarz. Nie wiem jaki. I to dotąd nie wiem. Nie ma tam żadnego krzyża, żadnej tabliczki. Rosną tylko krzewy i drzewa.



Zamiast wracać do Puław najkrótszą drogą pojechałem do Krzywdy. Głównie dlatego, że chyba jeszcze nigdy tam nie byłem. Mapy google pokazywały zdjęcie dworku będącego siedzibą Urzędu Gminy. Uznałem, że warto rzucić na to okiem. I warto było. Dworek jest ładny.



Już jadąc do Puław, w Okrzei pomyliłem drogi. Wybrałem tą z lepszą nawierzchnią zamiast tej najkrótszej. Pomyłkę uzmysłowiłem sobie gdy jechałem przy murze cmentarza. To na pewno nie ta droga, którą zwykle jeździłem. Po 12 km byłem w Nowodworze. To już regiony parokrotnie odwiedzane w tym roku. Nie było już szans na pomyłki. Przy pomniku Romów zamordowanych przez Niemców podczas II wojny światowej na terenie lotniska zakręciłem do Trzcianek.



W Puławach byłem około godziny przed zachodem słońca. Wszystko więc wyszło prawie tak jak planowałem. Prawie. Bo nie planowałem tych upałów i odwodnienia. Ale to już nie ważne.
  • DST 266.07km
  • Teren 1.00km
  • Czas 11:45
  • VAVG 22.64km/h
  • VMAX 40.83km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Sprzęt były Kross Trans Alp
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl