Informacje

  • Wszystkie kilometry: 103464.51 km
  • Km w terenie: 357.00 km (0.35%)
  • Czas na rowerze: 262d 01h 52m
  • Prędkość średnia: 16.43 km/h
  • Suma w górę: 181173 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy trobal.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 2 kwietnia 2017 Kategoria ponad 5 godzin

67

Poznaję Kampinos. Gdy żona chciała, żebym pojechał z nią do Kampinosu w ubiegłym roku określiła to jako "chałę". Sama zna ten las z pieszych wędrówek. Ja poznaję go od niedawna. W końcu w Warszawie jestem od 3 lat, a tyle wokół niej jest ciekawych miejsc. Kampinos to dla mnie tylko jeden z wielu lasów. Jedne znam dobrze, inne trochę, jeszcze innych nie znam wcale. Dzisiaj pojechałem poznać ten jeden las trochę lepiej.

Start o 6 rano. Chciałem przejechać ulicą Połczyńską do Sochaczewskiej w miarę spokojnie. W Lesznie byłem po 2 godzinach. Zrobiłem tam jedno zdjęcie pałacu i ...


...pognałem w stronę Kampinosu. Za tą miejscowością planowałem zjechać w stronę Granicy.



W lesie zaraz zaczął się piach i nawet z szerokimi oponami nie radziłem sobie na drogach. Ślady innych rowerów pokazywały, że nie ja jeden miałem ten problem. Był więc i spacer w miejscach najtrudniejszych. Szukałem wiosny. Poza motylami interesowały mnie inne znaki początku wiosny. Np. takie jak kwitnące drzewa. Co z tego, że nagonasienne. Te też ładnie kwitną.



Trafił mi się i zawalidroga.

Były i inne zawalidrogi, które niestety nie uciekały na mój widok.

Mimo tego, że nie trzymałem się dokładnie trasy proponowanej mi przez mapy Google jakoś dotarłem w te miejsca, do których dotrzeć miałem. Intrygowały mnie betonowe słupy z oprawami żarówek. Nie było między nimi żadnych przewodów. Ale najwyraźniej te drogi były kiedyś często używane. Dojeżdżając do Famułek Brochowskich mijałem kapliczkę. Zadbaną.

W Famułkach Brochowskich oprócz starych fundamentów i piwnic po dawnych domach są też domy zamieszkałe. Jednak przeważają te ślady po domach. Za to pojawiły się kable na słupach. Oświetlenie drogi i tak pozostaje wspomnieniem mieszkańców.

Z Famułek Brochowskich do Famułek Królewskich jazda była już po asfalcie. Po obu stronach drogi teren podmokły. Po łące przechadzały się żurawie. Za daleko dla mojego aparatu.

W kolejnej miejscowości zatrzymał mnie widok drogowskazu z napisem: "Cmentarz ewangelicki". Już kiedyś taki znak mijałem i się nie zatrzymałem. Teraz nie mogłem tego powtórzyć. To co zobaczyłem było smutne. Ten cmentarz, jak wiele innych w polskich wsiach, został zdewastowany przez ludność miejscową. W 2007 roku o takie miejsca zatroszczyło się Stowarzyszenie Lokalna Grupa Działania "Razem" Dla Rozwoju Regionu Sochaczewskiego. Uratowano to co zostało, a jest tego niewiele (1 duży fragment nagrobka bez znanej lokalizacji pierwotnej i 1 mały fragment innego nagrobka). Ale postawiono znaki i tablicę informacyjną. 150 lat mieszkali tu "Olendrzy". Jeszcze w okresie międzywojennym to była połowa mieszkańców Miszorów.

Kolejny drogowskaz do cmentarza ewangelickiego zobaczyłem w Piaskach Duchownych. To był ten, który parokrotnie już mijałem w ubiegłych latach. Tym razem podjechałem. Obraz podobny jak w Miszorach. Cmentarz zniszczony i duża tablica informacyjna.

Olędrzy mieli nie lada zadanie. Osuszanie terenów podmokłych to praca czasami syzyfowa. Ale potrafili to robić. No i otrzymywali ziemię na podstawie kontraktów okresowych. Wspólnie odpowiadali za realizację zobowiązań wobec właściciela ziemi. Zdrowy układ, którego autochtoni mogli im tylko pozazdrościć. Z drugiej strony, to ci osadnicy ciężko pracowali i nie mogli się nadziwić jak tym miejscowym się nie chce. Jak robią tylko to co im się każe i nic ponadto. Takie było wielowiekowe dziedzictwo pańszczyzny, które osadników nie obciążało. Jadę dalej :-)

Z tym kawałkiem Olendrzy sobie nie poradzili. Przez chwilę jechałem wzdłuż wału wiślanego. Widoki były ładne, a do Puszczy zjechać nie mogłem właśnie przez to starorzecze Wisły. Gdy już mogłem zbliżyć do lasu mijałem wreszcie jakieś zwykłe, dzikie kwiaty.

A w samym lesie zawilce do których całych dywanów przyzwyczaiłem się w Puławach.

Z drobnymi zagubieniami i odnalezieniami dojechałem do Rybitew. Za nimi natrafiłem na zagajnik w którym drzewa były pokryte żółtymi porostami.

W pobliżu, na innym gatunku drzewa widać było, że to czas owadów. Choć po zimie powinno ich być mało to tutaj było ciasno. Poza trzmielami ucztowały tam motyle, przeróżne muchówki oraz biedronki (choć te raczej chciały zjeść jakiegoś pluskwiaka).

I w tym miejscu zacząłem się mylić już bardzo jeśli chodzi o drogę. Wcale nie miałem jechać do Cybulic. Ani do Małych ani do Dużych. Może to jednak "znak", że do tych Cybulic Małych trafiłem? To tutaj jechałem ulicą o nazwie pasującej do moich poszukiwań.

Po przejechaniu przez Łomianki skontaktowałem się z żoną. Wiedziałem, że też chce pojeździć, a nie lubi sama. Trafiłem akurat w moment gdy już wyszła z rowerem przed blok. Spotkaliśmy się po drodze i była jeszcze wspólna przejażdżka na dwa rowery.

W sumie dzień udany. Ilość rowerzystów na drogach Warszawy była porażająca. Zdecydowanie łatwiej jest się poruszać na rowerze poza miastem.

  • DST 165.20km
  • Teren 20.00km
  • Czas 09:19
  • VAVG 17.73km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa nimio
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl