Wpisy archiwalne w kategorii
spacerkiem
Dystans całkowity: | 4516.11 km (w terenie 30.00 km; 0.66%) |
Czas w ruchu: | 306:06 |
Średnia prędkość: | 14.60 km/h |
Liczba aktywności: | 119 |
Średnio na aktywność: | 37.95 km i 2h 36m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 28 listopada 2017
Kategoria spacerkiem
Przesiadka z krzesła na siodełko
Zasiedziałem się. Odbudowa strony internetowej jednak poszła szybciej niż się spodziewałem. Zapomniane cmentarze (dawniej Złe miejsca dla ślimaków) znów działają. Teraz bez pałaców, kościołów, dworów, zamków i pomniejszych budowli. Same cmentarze. Tak ma być. I tak wyszło prawie 500 wpisów. Ale jeszcze nie wiem jak przenieść mapy z google na opentreetmaps. Przy imporcie opisanym w instrukcjach OSM pojawia się błąd lub nie pojawia się nic. Na razie więc pozostanę z googlami.
Bez deszczu. Bez słońca. Ale to nie znaczy że byle jak. Było znośnie. Nawet liczyłem na lekki mróz. Ale się przeliczyłem - ziemia jeszcze nie jest zmarznięta na tyle żeby lekki mróz ją utwardzał. Potrzebowałem tego by dotrzeć do cmentarza wojennego w Maryninie. Nawet nie wiedziałem, czy nie będę musiał przedzierać się przez zaorane pole. Teren znałem tylko z mapy.
Ponieważ długo nie jeździłem byłem przygotowany i na wcześniejszy powrót. Zero szaleństw. Jazda swoim tempem i unikanie marznięcia. To już ten czas gdy przyroda obumiera i czeka na wiosnę. Ona ma czas ale ja nie mogę czekać.

Po drodze rowerzystka z flakiem. Zaoferowałem pomoc ale pomoc już jechała. Ja tylko zdjąłem koło, wyjąłem dętkę i dalej w drogę. Wciąż nie wiem jak fotografować przebiegające drogę bażanty i lecące nad głową jastrzębie. Zawsze mi tego brakowało. Są tak blisko gdy jadę i za daleko gdy staję.
Pierwszy cel, to cmentarz wojenny lub mogiła przy cmentarzu w Słomczynie. Dojechałem przez las, od tyłu.

Brakuje jednak zieleni. Mech na murze cmentarnym (w tle kaplica cmentarna Potulickich) jeszcze zielenią daje nadzieję.

Jadąc dalej przez las dojechałem do tabliczki "teren prywatny". Wydawało mi się, że powinienem jechać dalej. Później na mapach zobaczyłem, że tak właśnie powinienem był zrobić. Ale pierwszym odruchem był zawrócenie roweru i jazda znów w stronę cmentarza. Przede mną była jeszcze próba dojechania do cmentarza w Maryninie. Cmentarz na skraju lasu, wśród pól. Na mapach nie dochodziła do niego żadna droga. Były za to dwie drogi przebiegające w pobliżu cmentarza. Najpierw pojechałem pierwszą z nich. Nawet nie dochodziła do pasa drzew. To było dreptanie obok roweru. Dreptanie w błocie. Szczególnie podczas wspinaczki na skarpę. Później nieużytki - również pieszo. Na koniec cmentarz za wyższymi i gęstymi krzewami - wszedłem od tyłu. Ale zdjęcie jest od przodu.

Pozostało jeszcze postarać się wydostać z tego miejsca. Dojechać do asfaltu. Miałem wrócić przed 14 a już była piętnasta. To znaczy, że pośpiech już nie miał sensu. Mógłby spowodować jeszcze większe opóźnienie. Powoli więc pojechałem drogą gruntową, która jest chyba tylko na mapach. Dziki upodobały sobie wąską ścieżkę ale i po tym dawało się jechać. Powoli. Ale jednak jechać.
Powrót około 16. Już się ściemniało. Mało tego dnia. Ale jednak się zmęczyłem. Trzeba ćwiczyć. Jazda do pracy i z powrotem gdy do przejechania w jedną stronę jest tylko 5 km to za mało. Jako trening to się nie liczy.
Bez deszczu. Bez słońca. Ale to nie znaczy że byle jak. Było znośnie. Nawet liczyłem na lekki mróz. Ale się przeliczyłem - ziemia jeszcze nie jest zmarznięta na tyle żeby lekki mróz ją utwardzał. Potrzebowałem tego by dotrzeć do cmentarza wojennego w Maryninie. Nawet nie wiedziałem, czy nie będę musiał przedzierać się przez zaorane pole. Teren znałem tylko z mapy.
Ponieważ długo nie jeździłem byłem przygotowany i na wcześniejszy powrót. Zero szaleństw. Jazda swoim tempem i unikanie marznięcia. To już ten czas gdy przyroda obumiera i czeka na wiosnę. Ona ma czas ale ja nie mogę czekać.

Po drodze rowerzystka z flakiem. Zaoferowałem pomoc ale pomoc już jechała. Ja tylko zdjąłem koło, wyjąłem dętkę i dalej w drogę. Wciąż nie wiem jak fotografować przebiegające drogę bażanty i lecące nad głową jastrzębie. Zawsze mi tego brakowało. Są tak blisko gdy jadę i za daleko gdy staję.
Pierwszy cel, to cmentarz wojenny lub mogiła przy cmentarzu w Słomczynie. Dojechałem przez las, od tyłu.

Brakuje jednak zieleni. Mech na murze cmentarnym (w tle kaplica cmentarna Potulickich) jeszcze zielenią daje nadzieję.

Jadąc dalej przez las dojechałem do tabliczki "teren prywatny". Wydawało mi się, że powinienem jechać dalej. Później na mapach zobaczyłem, że tak właśnie powinienem był zrobić. Ale pierwszym odruchem był zawrócenie roweru i jazda znów w stronę cmentarza. Przede mną była jeszcze próba dojechania do cmentarza w Maryninie. Cmentarz na skraju lasu, wśród pól. Na mapach nie dochodziła do niego żadna droga. Były za to dwie drogi przebiegające w pobliżu cmentarza. Najpierw pojechałem pierwszą z nich. Nawet nie dochodziła do pasa drzew. To było dreptanie obok roweru. Dreptanie w błocie. Szczególnie podczas wspinaczki na skarpę. Później nieużytki - również pieszo. Na koniec cmentarz za wyższymi i gęstymi krzewami - wszedłem od tyłu. Ale zdjęcie jest od przodu.

Pozostało jeszcze postarać się wydostać z tego miejsca. Dojechać do asfaltu. Miałem wrócić przed 14 a już była piętnasta. To znaczy, że pośpiech już nie miał sensu. Mógłby spowodować jeszcze większe opóźnienie. Powoli więc pojechałem drogą gruntową, która jest chyba tylko na mapach. Dziki upodobały sobie wąską ścieżkę ale i po tym dawało się jechać. Powoli. Ale jednak jechać.
Powrót około 16. Już się ściemniało. Mało tego dnia. Ale jednak się zmęczyłem. Trzeba ćwiczyć. Jazda do pracy i z powrotem gdy do przejechania w jedną stronę jest tylko 5 km to za mało. Jako trening to się nie liczy.
- DST 59.90km
- Teren 1.00km
- Czas 03:35
- VAVG 16.72km/h
- Sprzęt Klasyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 1 września 2017
Kategoria spacerkiem
238
- DST 30.90km
- Czas 01:47
- VAVG 17.33km/h
- Sprzęt były Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 29 sierpnia 2017
Kategoria spacerkiem
234
- DST 45.40km
- Czas 02:23
- VAVG 19.05km/h
- Sprzęt były Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 sierpnia 2017
Kategoria spacerkiem
231
Tym razem udany wyjazd do Konstancina
- DST 42.10km
- Teren 6.00km
- Czas 02:22
- VAVG 17.79km/h
- Sprzęt były Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 sierpnia 2017
Kategoria spacerkiem
229
zakupy
- DST 8.80km
- Czas 00:31
- VAVG 17.03km/h
- Sprzęt były Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 sierpnia 2017
Kategoria spacerkiem
223
To miała być przejażdżka do Konstancina. Deszcz pokrzyżował nasze plany.
- DST 41.40km
- Czas 02:39
- VAVG 15.62km/h
- Sprzęt były Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 sierpnia 2017
Kategoria spacerkiem
219
https://www.endomondo.com/users/10143080/workouts/...
- DST 14.26km
- Czas 01:17
- VAVG 11.11km/h
- Sprzęt były Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 sierpnia 2017
Kategoria spacerkiem
218
Wycieczka z Żoną.
Początek na przystanku kolejowym w Urlach. Kierunek Małkinia. Początkowo chciałem pojechać najpierw do Małkini pociągiem, a później wrócić do Urli. Problemem jednak była przeprawa przez Bug. Nie wiedziałem czy przejażdżka nie zakończy się w Kamieńczyku. A tam jest najbliższy prom. Do mostu za daleko było tego dnia. A w Strachowie może nie straszyło ale był już dobry klimat.

Nad Liwcem.

I wciąż nie wiedzieliśmy jak to z tą przeprawą będzie. Na miejscu prom był po drugiej stronie. Siedzący nad brzegiem mieszkańcy Kamieńczyka polecali nam nie czekać tylko jechać do Broku na most. Problem w tym, że ja chciałem jechać do Broku po drugiej stronie rzeki.

Prom jednak przypłynął i mogliśmy pojechać wzdłuż Bugu. Najpierw do Brańszczyka. A po drodze Bug.

Wkrótce natknęliśmy się na grupę żurawi.

I zaraz obok cały ich sejmik.

Bociany też były. Jeszcze pojedynczo. Odlatują troszkę później.

A to wszystko w okolicach Tuchlina - centrum Europy.

Jesień coraz bliżej. Wrzosy w lesie.

W Broku cmentarz żydowski.

W Małkini most

i znowu Bug.

Powrót pociągiem zapchanym rowerami.
Początek na przystanku kolejowym w Urlach. Kierunek Małkinia. Początkowo chciałem pojechać najpierw do Małkini pociągiem, a później wrócić do Urli. Problemem jednak była przeprawa przez Bug. Nie wiedziałem czy przejażdżka nie zakończy się w Kamieńczyku. A tam jest najbliższy prom. Do mostu za daleko było tego dnia. A w Strachowie może nie straszyło ale był już dobry klimat.

Nad Liwcem.

I wciąż nie wiedzieliśmy jak to z tą przeprawą będzie. Na miejscu prom był po drugiej stronie. Siedzący nad brzegiem mieszkańcy Kamieńczyka polecali nam nie czekać tylko jechać do Broku na most. Problem w tym, że ja chciałem jechać do Broku po drugiej stronie rzeki.

Prom jednak przypłynął i mogliśmy pojechać wzdłuż Bugu. Najpierw do Brańszczyka. A po drodze Bug.

Wkrótce natknęliśmy się na grupę żurawi.

I zaraz obok cały ich sejmik.

Bociany też były. Jeszcze pojedynczo. Odlatują troszkę później.

A to wszystko w okolicach Tuchlina - centrum Europy.

Jesień coraz bliżej. Wrzosy w lesie.

W Broku cmentarz żydowski.

W Małkini most

i znowu Bug.

Powrót pociągiem zapchanym rowerami.
- DST 61.00km
- Teren 2.00km
- Czas 04:13
- VAVG 14.47km/h
- Sprzęt Klasyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 14 sierpnia 2017
Kategoria spacerkiem
217
Powrót do domu z pociągu z Pilawy.
- DST 5.50km
- Czas 00:19
- VAVG 17.37km/h
- Sprzęt Klasyk
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 sierpnia 2017
Kategoria spacerkiem
214
- DST 31.70km
- Czas 01:53
- VAVG 16.83km/h
- Sprzęt były Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze