Informacje

  • Wszystkie kilometry: 103464.51 km
  • Km w terenie: 357.00 km (0.35%)
  • Czas na rowerze: 262d 01h 52m
  • Prędkość średnia: 16.43 km/h
  • Suma w górę: 181173 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy trobal.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2017

Dystans całkowity:1659.50 km (w terenie 34.50 km; 2.08%)
Czas w ruchu:85:51
Średnia prędkość:18.90 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:61.46 km i 3h 18m
Więcej statystyk
Środa, 12 lipca 2017 Kategoria ponad 10 godzin

176

Podczas niedzielnego wypadu do Bud Grabskich widziałem drogowskazy szlaku I wojny światowej. Teraz poszukałem informacji. Google wysłało mnie na stronę "Żyroskop". Trochę tylko szkoda, że nie ma tam informacji sprawdzonych. Ale najważniejszą informacją jest ta, że niebieski szlak rowerowy biegnie przy okolicznych cmentarzach wojennych. Poza tym wyjazd był powtórką z niedzieli, chociaż pojechałem tymi samymi (lub prawie tymi samymi) drogami w przeciwną stronę.
Prognoza pogody: w Warszawie ma lać, w Skierniewicach ma być sucho. Ta prognoza się sprawdziła. Ale z Warszawy wyjeżdżałem jeszcze na sucho.

Zamiast przebijać się do ul. Jeziorki gruntowym odcinkiem ul. Kujawiaka spróbowałem przejechać również gruntowym odcinkiem ul. Krzesanego. Błąd. Ale niewielki. Było więcej błota i droga nie dochodzi do zamierzonego przeze mnie celu. Ale fajnie było jechać za uciekającym drogą pieszo bażantem. Fajnie było zobaczyć bociany, które spłoszyłem niechcący.
Odcinek biegnący po ulicach: Karczunkowa, Gogolińska, Postępu i Mazowiecka - Tu nie było przyjemnie. Duży ruch samochodów i wąsko. W pobliżu zjazdu w ulicę Główną w Bobrowie widziałem samochód rozbity na ścianie budynku. Policja, karetka. Tak rano to chyba kierowca zasnął za kierownicą. Chociaż tego nie wiem. Może co innego było przyczyną. Widok jednak przykry. I ta świadomość, że ja nie jestem ścianą i na mnie nic się nie zatrzyma...
W zasadzie przyjemnie robi się na tej trasie dopiero za Piasecznem. Z wyjątkiem Jeziorek gdzie jest całkiem fajnie. W Głoskowie pomyliłem się i zakręciłem w prawo zamiast w lewo. To była dobra pomyłka. W ten sposób dojechałem do cmentarza z I wojny światowej w Woli Gołkowskiej.

Nie częsty widok zadbanego i ogrodzonego estetycznie cmentarza wojennego.
W Zawadach z ciekawości wjechałem w ul. Pałacową. Dojechałem do błotnistej drogi gruntowej. Czy tam jest pałac? Czy tylko wspomnienie zapisane w nazwie ulicy? Jeszcze nie wiem. Ale też z ciekawości wjechałem w kolejną drogę z oznaczeniami tego samego szlaku rowerowego. Ładnie tam było. Ale nie wiem czy warto nadkładać drogi, skoro można pojechać bez zjeżdżania w bok.
Kierowałem się na Żelechów. A tam chciałem puścić totolotka. Znalazłem sklep z maszyną do gry ale maszyna nie mogła złapać zasięgu i nic z tego nie wyszło.
Pomiędzy Żelechowem i Mszczonowem ostatnio bardzo mi się spodobało. Spokojne drogi. Dużo przestrzeni. Lasy. I teren rozkołysany. Trochę mniej przyjemnie jest na drodze biegnącej wzdłuż krajówki. Przeszkadza hałas. Ale i tak jest nieźle. Odkryłem dlaczego tak mi spodobał się ten właśnie kawałek podczas jazdy w przeciwną stronę w niedzielę. Wtedy miałem więcej z góry niż pod górę.
W Mszczonowie wjechałem na kładkę nad krajówką i zrobiłem zdjęcia cmentarzowi żydowskiemu. Nie mam czasu wydzwaniać i prosić kogoś o udostępnienie klucza. Nie warto więc było z kładki schodzić.

11 km z Mszczonowa do Puszczy Mariańskiej jakoś mi tylko mignęło. Przyjemnie ale nie przepadam za aż tak prostymi drogami. Była tak prosta, że już nawet nie zakręciłem w Puszczy Mariańskiej w kierunku drogi do Bartników tylko przejechałem główną drogę jadąc prosto i obok kościołów (drewnianego i murowanego) pognałem przed siebie szosą równoległą do tej którą powinienem pojechać. Gdy skończył się asfalt poszukałem tylko drogi w prawo by dojechać do drogi właściwej. W ten sposób trochę mniej mnie wytrzęsło.
W Budach Zaklasztornych zatrzymałem się przy malowniczej ruinie dawnego domu drewnianego.

Jak kiedyś wyglądały wsie? Dzisiaj pozostały nam tylko takie ruiny i skanseny. Ale to zaczęło się zmieniać za Gierka, a może i trochę wcześniej. PRL zastał wieś drewnianą i zaczął ją zmieniać w murowaną. Najwięcej z tego okresu jest gierkowskich "klocków". Pamiętam, że często zamieszkiwano w nich piwnice, a góra była częścią reprezentacyjną, odświętną. A teraz pojawił się pomysł odbudowy zamków kazimierzowskich. Kolejnym krokiem powinno być obsadzenie ich "zbrojnymi" w postaci Obrony Terytorialnej.
Jest też pomysł budowy dróg rowerowych co ma sens nie tylko taki, że będzie bezpieczniej ale też po zapowiadanych podwyżkach cen paliwa przybędzie rowerzystów. Polityka. Jej częścią jest wojna. A ja jechałem szukać cmentarzy, których bez takiej polityki by nie było.
Do Bartników dojechać musiałem objazdem. Remontowano główną drogę w Radziwiłłowie. Przejechałem parę kilometrów tej długiej ulicówki kończąc w lesie przy szlaku niebieskim. Szlak obwodowy. Można więc zacząć w dowolnym miejscu i jechać w dowolnym kierunku. Najpierw więc, po chwilowym postoju i wyzerowaniu licznika, pojechałem dalej tą samą drogą. Nie wiedziałem, że dalej też są Bartniki. Ulica Parkowa do końca jest utwardzona. A później szutry i drogi gruntowe. Spotkałem jednego rowerzystę. Przez 45 km trasy (nie 35 jak podaje Żyroskop) tylko jednego. Zabrakło znaku skrętu szlaku niebieskiego do Joachimowa-Mogił. Dojechałem omyłkowo do Bolimowskiego Tartaku i zawróciłem. Wystarczyło trzymać się drogi szutrowej zamiast jechać prosto. Jaki ja jestem niedomyślny :-)

Mauzoleum. To tylko część cmentarza. Ale tej informacji na miejscu nie ma. Jest informacja o kradzieży oryginalnych tablic imiennych. Są tablice z informacjami o żołnierzach niemieckich poległych w II wojnie światowej, których szczątki w 1990 przeniesiono z cmentarza na warszawskich Powązkach. Tutaj spoczywają tysiące poległych w obu wojnach.
Do Bolimowa jest droga asfaltowa. W Bolimowskiej Wsi przebiega obok kolejnego cmentarza z pierwszej wojny. Wielokrotnie robiłem tam zdjęcia więc tym razem sobie odpuściłem. Bolimów także wielokrotnie odwiedzałem więc tylko widok nieba w Bolimowie.

Może tylko warto przypomnieć, że u miejscowego garncarza na podwórku jest słup od dawnej latarni gazowej stojącej na rynku, a na nim wisi dzwon z butli po chlorze użytym przez Niemców w pobliżu Bolimowa w I wojnie. Na butli są oryginalne napisy.
Szlak dalej biegnie przez Wólkę Łasiecką i przechodzi nad Autostradą Wolności. Ta nazwa ma ukryte znacznie. To na tej autostradzie samochody stoją w korkach. A cmentarz... Szlak go omija. Z wiaduktu dopiero wypatrzyłem tablicę informacyjną i zawróciłem. Zależało mi na odwiedzeniu tego miejsca. Byłem tu z kolegą w 2009 roku. Wtedy to były krzaki do których dotrzeć można było tylko drogą gruntową. W krzakach, w trawie, pod murawą były płyty imienne. Pomnik był w rozsypce. Stare zdjęcie:

A dzisiaj:

Płyty imienne wydobyte spod ziemi i trawy. Teren ogrodzony i oznakowany. Tablica informacyjna z listą pochowanych. Zupełnie nie to samo miejsce. Kilka lat temu jeden ze "sprawców" tych zmian zapraszał mnie do ponownych odwiedzin. Wtedy nie miałem jak...
Z Wólki Łasieckiej znów pojechałem w las, w kierunku Bud Grabskich. Tym razem było więcej dróg gruntowych. Zamiast szutru miejscami "zastosowano" szyszki. Jedną, wbitą między hamulec i ramę, dowiozłem do domu. Na asfalt w Budach Grabskich wjechałem tylko po to, by z niego zjechać. Ale znak skrętu szlaku był zakryty krzewami. Miałem więc krótki postój w poszukiwaniu dalszego ciągu trasy. Przy kapliczce informacje o wsi.

Zaraz po wjechaniu we właściwą drogę znalazłem pierwszy cmentarz wojenny w Budach Grabskich.

Ale drugiego już nie znalazłem. Chyba nie ma go bezpośrednio przy niebieskim szlaku. Pozostaje do wyszukania tak jak następny w okolicach przejazdu kolejowego. Przejechałem przez 4 przejazdy i nie rzuciła mi się w oczy żadna tablica informacyjna, nie widziałem żadnego drogowskazu. Pozostają stare mapy i przenoszenie lokalizacji tam odnalezionej na mapy współczesne. Te miejsca to plan na wyjazd w innym terminie. Nie wiadomo kiedy. Nie miałem za to problemu ze znalezieniem cmentarza w Samicach.

Jadąc znów w stronę Bud Grabskich zgubiłem szlak. Drogą z Samic lecą trzy szlaki. Czerwony i niebieski są oznaczone na jej końcu jako zakręcające w stronę Bartników. Ale dalej jest tylko szlak czerwony. Pojechałem do Bud w miejsce w którym szlak niebieski widziałem w niedzielę i pojechałem w przeciwną stronę. Okazało się, że szlak niebieski biegnie tą samą drogą co szlak żółty, który przy wyjeździe z Samic nie zakręcał. W sumie szlak mi się spodobał. A skoro już przejechałem cały musiałem zdecydować się co do wyboru trasy kolejowej do Warszawy. Skierniewice Rawka czy Teresin Niepokalanów? Skierniewice już mnie trochę dzisiaj znudziły. Więc Teresin, choć to parokrotnie dalej ale mogłem jeszcze raz pojechać przez las i tym razem po drodze, którą jeszcze dzisiaj nie jechałem.
Pod Guzowem jeden z wielu w okolicy charakterystycznych krzyży.

Nie pojechałem zobaczyć jak wygląda cmentarz wojenny w Guzowie (obok parku pałacowego). To jeden z największych. A ja od lat tam nie zaglądałem. Mogiły zbiorowe w których leżą głównie ofiary ataków gazowych. Żołnierze armii carskiej. Szkoda mi było czasu, nie wiedziałem czy zdążę na pociąg. Ale jak już zwątpiłem w zdążenie zatrzymałem się by sfotografować ślad tragedii jaka niedawno musiała wydarzyć się pod Maurycewem.

W Teresinie jednak zobaczyłem swój pociąg. Właśnie przejeżdżał przez przejazd kolejowy gdy do niego dojeżdżałem. Kolejny pociąg za 45 min. Nie chciałem czekać. Uznałem, że o własnych siłach dojadę tylko trochę później, a będzie znacznie przyjemniej. Pociąg miał być o 18:22. O tej godzinie byłem pod magazynem Bio Planet w Lesznie. Pociąg jedzie ok. godziny (trochę więcej niż godzinę). Z Leszna mam 2 godziny jazdy na rowerze do domu. Nie było warto czekać. Tylko w Warszawie musiałem jechać po kałużach, to było coś dla mnie nowego tego dnia.

  • DST 232.10km
  • Teren 10.00km
  • Czas 11:56
  • VAVG 19.45km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 lipca 2017 Kategoria spacerkiem

175

  • DST 57.40km
  • Czas 02:54
  • VAVG 19.79km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 lipca 2017 Kategoria ponad 10 godzin

174

Wszystko poszło nie tak. Najpierw plany, które zakładały podróż pociągiem do Ostrołęki i powrót wzdłuż Noteci. Okazało się, że nie ma takiego pociągu. Na odcinku Mostówka - Wyszków jest komunikacja zastępcza. A chciałem zobaczyć ciąg dalszy drogi, którą znam tylko do Różana. Alternatywą miał być wyskok do Bud Grabskich pod Skierniewicami. Spóźniłem się na pociąg. Dlatego zrezygnowałem z przebijania się przez Puszczę Kampinoską w drodze powrotnej. To i tak by się nie udało. Padał deszcz którego miało nie być. Miałem też wrócić pociągiem ze Starachowic ale chciałem jeszcze trochę... I wyszło jak wyszło. Z planowanych ok. 100km zrobiło się 200.
Wystartowałem przed 6 rano. Z zachodu napływały chmury.

Dosyć szybko zrobiło się ciemniej i... Zapowiadali, że nie będzie padał deszcz. Po ponad godzinie jazdy po raz pierwszy poczułem, że prognoza była na wyrost. Padało trzykrotnie zanim dojechałem do Podkampinosu. W Lesznie wyglądało to mniej więcej tak:

Zamglenia w oddali to deszcz. Ptaki czekały na koniec (na autobus albo koniec - jak w starej piosence Rendez Vous). Ja czekałem aktywnie. Zwłaszcza, że inne prognozy, pokazujące opady w Warszawie, pokazywały też, że w Skierniewicach padać nie będzie. I to też później okazało się nieprawdą. A efekt był taki, że wróciłem nieźle upaprany błotem. Wziąłem bowiem rower bez błotników.
Przez Guzów przeleciałem szybko zatrzymując się tylko by zrobić tradycyjnie zdjęcie pałacowi.

W Mszczonowie boćki...

... i cmentarz wojenny.

A dalej był las. Leśnicy wywiesili tablicę całkowitego rozkładu śmieci.

Byłem tu po raz pierwszy. Z map wynikało, że w Bartnikach powinienem zakręcić w prawo i jechać do końca utwardzonej drogi. Tam zjazd w lewo i przeprawa przez strumień. I tu niespodzianka. Droga jest utwardzona dalej niż na mapach.

Musiałem zawrócić i trzymać się niebieskiego szlaku rowerowego. Tylko w ten sposób mogłem dotrzeć do... błota na ścieżce przy małym moście.

W Budach Grabskich nie ma asfaltu. Jest klimat miejscowości letniskowej ale nie miejscowości przydrożnej. Tędy się raczej nie przejeżdża. Na mokro to nawet mi się udawało ale jak to wygląda w suche dni? Może być ciężko.

I są szlaki rowerowe. Niebieski, żółty, czerwony. I strumień w głębokim wąwozie.

I podobno jest też tam cmentarz z I wojny światowej. To mnie zainteresowało najbardziej. Wrócę. Poszukam. A póki co dojechałem do stacji Skierniewice Rawka i uznałem, że mogę jeszcze pojechać dalej. Np. do Puszczy Mariańskiej. Jak już tam dotarłem, po nieprzyjemnych wertepach, uznałem, że muszę jakoś ominąć Grodzisk Mazowiecki - nie cierpię przejeżdżać przez to miasto. Wybór padł na Mszczonów z którego, jak pamiętałem, trudno jest na rowerze wyjechać. Ale udało się. I poznałem drogę do Radziejowic. Z Radziejowic do Żelechowa, w którym zobaczyłem betonowe igloo...

... ale wcześniej pobłądziłem. Najciekawiej wyszło gdy zaraz za Radziejowicami zjechałem z asfaltu i po kilku kilometrach dróg szutrowych dojechałem do miejsce bez drogowskazów. To była droga asfaltowa biegnąca w poprzek tej którą dojechałem. Jej nazwa nawet wiele mówiła.

Dalej miałem przykład ocieplania alfabetu.

Gdy okazało się, że nie ma prostej drogi z Żelechowa wzdłuż drogi krajowej, którą jechać nie chciałem, odkryłem bardzo przyjemną ulicę o nazwie Nad lasem. To ona poprowadziła mnie w kierunku Warszawy (zahaczając o Piaseczno). W te miejsca też jeszcze wrócę, warto.

  • DST 200.70km
  • Teren 5.00km
  • Czas 10:02
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 lipca 2017 Kategoria spacerkiem

173

Nie mogłem usiedzieć w domu. Więcej. Ostatnio za dużo siedziałem. Nie tylko z powodu kiepskiej pogody. Potrzebowałem zadyszki, potu, powietrza, wiatru, przestrzeni i słońca. Słońca za wiele nie było ale już kwitną słoneczniki. Kwitną też rośliny na wałach. Także na wale wzdłuż Jeziorki.

Miejscami rośliny chłostały łydki a nawet ręce. Ale jechać się dało. W oddali miasto.

Przede mną most do którego jeszcze się nie przyzwyczaiłem.

Pot zalewał oczy. Ale to nie znaczy, że nie widziałem jak wyglądają przygotowania do budowy południowej obwodnicy Warszawy. Coś mi mówi, że niedługo będzie więcej utrudnień na drodze wzdłuż Wisły.
  • DST 52.60km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 23.91km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 lipca 2017 Kategoria spacerkiem

172

Wtorek, 4 lipca 2017 Kategoria spacerkiem

171

Niedziela, 2 lipca 2017 Kategoria ponad 5 godzin

170

Ten dzień był pod znakiem chleba.
W planie miałem sprawdzenie trasy na przyszły wyjazd z żoną. Trasy z Małkini do np. Tłuszcza. W takim planowaniu tras staram się omijać drogi ruchliwe i tu mam pewien problem. Z Małkini do Broku trudno jest wybrać inną trasę niż biegnącą po drodze wojewódzkiej. Fakt, że nie jest to szczególnie daleko. Ok. 13 km. Fakt, że nie jest to droga jakoś szczególnie obciążona ruchem samochodów. Ale jednak w porównaniu z drogami o "niższym znaczeniu" ten ruch jest widocznie większy. Jeszcze nawet nie wiem czy wykorzystam tą trasę. Wg mnie jest "do przełknięcia". Ale zanim wyruszyłem musiałem przygotować ciasto na chleb i odstawić do wyrośnięcia. Pociąg o 5:40. Pobudka o 4-tej i jeszcze wyprowadzić przed wyjazdem psy. Najwyraźniej wstałem za późno. Zrezygnowałem ze śniadania licząc na batony zakupione wcześniej na ten wyjazd.
Sam pociąg też niestety nie był najlepszym wyborem. Tylko innego nie ma. Już wsiadając do niego zostałem wyproszony z części dla rowerów przez meneli. "Nie widzi Pan k*wa, że przedział jest zajęty?"

Przeszedłem dalej i po ruszeniu pociągu mocno się zdziwiłem, gdy menel przypełzł za mną by głośno porozmawiać z kimś przez telefon. Później zajęli się nimi kolejarze, z których rozmowy zrozumiałem, że jest to miejscowy folklor, a linia do Wołomina jest najgorszą na Mazowszu jeśli nie w kraju. Aż dziwne, że tym razem był to skład w którym nic nie było zepsute. Bo już jechałem takimi ... Nieważne. Dojechałem. Zaczynał padać deszcz.

I padał coraz mocniej. Przez całą drogę do Broku. Padało więc i gdy byłem przy cmentarzu z I wojny światowej. Dostawiono obok cmentarza tablicę ku czci "niezłomnym" walczącym z komunizmem. Ciekawe, że jeszcze nikt się nie obrusza gdy "niezłomny" oznacza kogoś walczącego z bronią w ręku z aparatem komunistycznym zaraz po II wojnie światowej. Nikt ich nie próbował łamać, chcieli ich pozabijać i w większości tak zrobiono. Że woleli walczyć niż żyć w pokoju? Że walczyli choć nie mieli szans? Wiadomo, że nie wszystko da się wytłumaczyć słowami zapisanymi przez Stefana Dąmbskiego w "Egzekutorze". Nie zawsze była to tylko wygodne życie wolne od obowiązków wobec innych. Ale czy zawsze było to życie w poczuciu obowiązku wobec państwa i współobywateli? Zmitologizowano leśnych ludzi, którzy nie złożyli broni z końcem wojny. Ich pobudki mogły być też nie do końca czyste. Łatwiej jest wrzucić wszystkich do jednego worka. Tak jak wygodnie jest podzielić ludzi na swoich i obcych. Proste podziały ułatwiają selekcję. Tylko deszcz nie wybiera na kogo pada. A tu padał też na mnie i na cmentarz wojenny (tablica poza kadrem).

Padał też gdy przejeżdżałem nad rzeczką Brok wpadającą do Bugu.

Padał też gdy wszedłem w krzaki, by podejść do ruin "zamku". Ciekawostka: nie są w żaden sposób oznakowane i łatwo jest obok nich przejechać nawet ich nie zauważając.

W samym Broku pożywiłem się bananem, a deszcz postanowił przestać padać przynajmniej na jakiś czas. Już była tylko lekka mżawka. Tak było gdy podjechałem do cmentarza żydowskiego. Nie tylko mi już ta pogoda nie przeszkadzała za bardzo. Komarom też.

Nie byłem tu już kilka lat. Nie pamiętam by wcześnie na cmentarzu było koło do ostrzenia noży wykonane z tablicy nagrobnej (macewy).

Do tego miejsca drogę znałem. To była ta wspomniana wcześniej droga wojewódzka. Teraz miałem zjechać na drogi lokalne biegnące bliżej Bugu. Nie wszystkie okazały się być utwardzone. Teraz, po deszczu przejechałem ale czy na sucho też się uda? Na szczęście nie są to bardzo długie odcinki. No i dużo jazdy w lesie. To lubię.

Przejazdy przez wioski też są miłe. Na drogach było niemal pusto. Tak samo na podwórkach. Tylko w bocianich gniazdach było tłoczno.

Nie wszyscy się już w gniazdach mieszczą. Trzeba czasami stanąć na słupie obok żeby wysuszyć pióra.

A że fotografowanie stresuje to trzeba z tymi mokrymi piórami odlecieć.

A w pobliżu tylko lasy i łąki. Dużo łąk.

Wzdłuż widocznego na zdjęciu lasu przejeżdża się do "centrum Europy".

Tutaj też są bociany. Krzaki zasłoniły kolejne dwa lub trzy gniazda na słupach tej samej linii energetycznej.

Jechałem do Brańszczyka. Interesowała mnie przeprawa flisacka do Kamieńczyka. Znów kropił deszcz i do tego już dawał się we znaki kolanom wiatr. Pech chciał, że pociągiem pojechałem z wiatrem, a wracałem do domu pod wiatr.
Przeprawa nie działała. Po przewoźnika chyba trzeba dzwonić (nr telefonu jest przypięty do ściany drewnianego budynku przy przeprawie). Nie chciałem jednak wyciągać kogoś tylko dla mojej wygody w deszczowy niedzielny poranek z łóżka i nie dzwoniłem.

Do tego miejsca przejechałem 42 km. Wariant wycieczkowy dalszej trasy przewiduje przeprawę do Kamieńczyka i jazdę do Urli lub do Tłuszcza na pociąg powrotny. W sprzyjających warunkach może to być i jazda przez Jadów do Sulejowa i przez Sulejówek do Warszawy. Sam jednak musiałem dojechać do przeprawy przez Bug w Wyszkowie i wracałem wzdłuż Bugu do Białobrzegów. Po drodze pojawiło się słońce. W Słopsku było już naprawdę przyjemnie.


Z nieprzyjemności pozostał wiatr. W Kuligowie miałem na liczniku 82 km. Powrót planowałem na godzinę 14 ale to się nie udało. Rzadko się udaje. Im większa odległość tym większa niedokładność. Na rowerze jedzie się około, a nie dokładnie. Czas jest względny. Za to kontakt z naturą jest dokładny. Mimo lekkiego poślizgu w czasie zdążyłem przełożyć ciasto do foremek i pod wieczór upiec chleb. Udał się :-) . Tak jak i ten wyjazd się udał.


  • DST 127.40km
  • Teren 5.00km
  • Czas 06:47
  • VAVG 18.78km/h
  • Sprzęt były Kross Trans Alp
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl