Informacje

  • Wszystkie kilometry: 103464.51 km
  • Km w terenie: 357.00 km (0.35%)
  • Czas na rowerze: 262d 01h 52m
  • Prędkość średnia: 16.43 km/h
  • Suma w górę: 181173 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy trobal.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 21 czerwca 2017 Kategoria ponad 10 godzin

158

Wyjazd do Puław. Byłby "rutynowy" gdybym nic nie zmienił. Więc pozmieniałem. Zmieniłem nawet swój stosunek do tras planowanych przez mapy Google. Na tym ostatnim nieźle się "przejechałem". Ale po kolei (na niej też się zawiodłem):
Rutynę zostawiłem na asfaltowej ścieżce rowerowej. Za piaskarnią wjechałem na omijany przez niemal rok wał. Nie ważne, że wysoka trawa. Nie ważne, że mam na któreś trawy uczulenie. Czasami jest tak po prostu fajnie jechać wśród traw.


A i warto tak jechać dla samej przyjemności oglądania kwiatów.


Mijali mnie na szosie, bliżej Góry Kalwarii szosowcy. Jeden miał pełne koło i tak się zastanawiałem jak to koło mu szarpie wiatr. Przecież sakwy szarpie (sam nie wziąłem sakw wiedząc, że będzie dmuchać). Do tego to koło hałasowało. Jasne, że tak jak motocyklistom hałas mógł mu nie przeszkadzać skoro poruszał się szybciej od dźwięku. Ale hałas tak jak smród - zostaje.
W Górze Kalwarii rzut oka na skasowane schody i już są. Nowe. Bardziej zakręcone. Chyba będzie trudniej się wspinać z rowerem i pozostanie jazda po drodze gruntowej u podnóża skarpy.
Złościłem się, że wycięli drzewa przy drodze za przejazdem pod drogą krajową. Teraz mogę się złościć, że będzie tam obwodnica i nie wiadomo, czy wzięto pod uwagę rowerzystów i ich trasy.
Podsumowując, nie wiem czy zmiany w Górze Kalwarii mnie cieszą. Ale może tylko nie lubię zmian? Nie. Raczej tylko nie lubię nie miłych niespodzianek. Wiedziałem, że jadąc w stronę Warki powinienem mieć spokój do samego Coniewa. A szczególnie budowa obwodnicy nie napawa optymizmem. Miałem szczęście, że jeszcze można było przejechać. A dalej znów był spokój. Widziany z daleka Czersk:

Przejazd drogą krajową (do Sandomierza) nie należał nigdy do przyjemności. No. Może po północy. Ale w dzień nigdy. Odpuściłem sobie drogę wojewódzką do Warki. Jest wąska i tak samo ruchliwa krajówka lub jeszcze bardziej. Tu też przyjemnie się jedzie trochę po północy. Za to z krajówki mogłem zjechać na inne drogi prowadzące do Warki. Tak pokazywały mapy. Najpierw zakręciłem w drogę do szkoły w Konarach lub Podgórzycach. Ta droga nie miała przyszłości. Ale kolejna droga w prawo miała dwie przyszłości. Wybrałem prowadzącą w dół i zaraz z niej zjechałem na drogę gruntową. To chyba nie była droga którą powinienem był jechać ale przynajmniej była oznakowana jako zielony szlak pieszy. Miałem tylko nadzieję, że wszystkie drogi prowadzą do Warki.

Pomyłka była wykluczona. Z lewej droga krajowa i Wisła. Na wprost Pilica wpadająca do Wisły. Jadąc w górę Pilicy dojechałbym do Warki. Tylko do Pilicy dojechałem dopiero wyjeżdżając z Warki. Wcześniej się trochę zaplątałem i rozplątałem jadąc na wyczucie.
Z Warki kierowałem się do Głowaczowa. Droga prosta. Plan był taki, że z Brzózy, za przeprawą przez Radomkę, pojadę do Ryczywołu. Plan nie brał pod uwagę tego, że w ten sposób nadłożę drogi. Do Ryczywołu należało bowiem skręcić już w Grabowie nad Pilicą. Nie zrobiłem tego i dlatego spotkałem w lesie za Grabowem ciekawego człowieka z rowerem. To niespodziewane spotkanie zaczęło się od mojej potrzeby zjechania z drogi na parking. Tam pod daszkiem spożywał śniadanie człowiek z rowerem. Po przywitaniu zaprosił do stołu z chlebem i konserwą. Jedzenia odmówiłem ale chętnie porozmawiałem. Człowiek ten jeździ po Polsce szlakami Hubala i innymi związanymi z drugą wojną światową oraz działalnością antykomunistyczną zaraz po wojnie. Teraz jechał do Studzianek. Tzn dojechał do tego miejsca ale dalej raczej musiał iść po piachu - taką drogą przebiegał szlak. A ja nie mogłem poświęcić na rozmowy zbyt wiele czasu. Czas mnie gonił. Czas mnie wyprzedzał. Na czterdziestym kilometrze miałem już 48 minut opóźnienia. Nie chciałem żeby opóźnienie rosło ale nie potrafię walczyć z czasem. Tylko wiatr chciał mi jakoś pomóc i pchał. Ale to mogło oznaczać kłopoty podczas powrotu. Na razie jednak wiatr mi pomagał i dość szybko dojechałem do Głowaczowa, gdzie moją uwagę zwrócił napis nad wejściem do kościoła.

Mam być smaczny. OK. Na razie byłem głodny a nie wszystkie sklepy przyjmują płatność kartą. Na szczęście i do Głowaczowa dotarły sieciówki w których płatność kartą jest przyjmowana. Ale nie w centrum, nie na rynku. Tylko przy drodze do Brzózy.
Droga z Brzózy do Ryczywołu w większości biegła lasem. Przyjemna. Jechałem do Ryczywołu by jeszcze przyjemniejszą drogą podjechać do kozienickiej elektrowni. Ona jest tutaj na tyle dużym problemem, że trzeba poświęcić kilka kilometrów na jej objechanie. I to po ruchliwej drodze ale warto dla tych dróg które są przed nią i za nią. Tylko w pobliżu elektrowni nawet niebo jest okablowane.

Trochę się pogubiłem na Powiślu pod Kozienicami. I było gorąco. Dwukrotnie wyprzedzał mnie (gdy się zatrzymywałem) starszy do połowy rozebrany człowiek w białej czapce. Gdy myślałem, że już jest daleko za mną znów zobaczyłem go przed sobą. Jak miejscowy to lepiej zna drogi - pomyślałem. Ale za trzecim razem to był starszy w połowie rozebrany człowiek w białej czapce ale na innym rowerze i w innych spodniach. No więc tak był tam ruch na drogach, że zwróciłem uwagę na jednego człowieka. Kilka samochodów i nic więcej. Warto omijać Kozienice tymi drogami. Kiedyś nawet zastanawiałem się jak zachęcić znajomych do jazdy na rowerze. Ale teraz wiem, że trzeba pokazywać takie miejsca gdzie rowerzystów jest niewielu.
Dalsza droga to przejazd do Słowików i prosto przez Gniewoszów do Puław. Problemem miał być powrót.
Z rozpędu nie wcisnąłem jak należy przycisku wznowienia treningu w Lpbike. Trasa więc zapisała się tylko do Puław.
Dojazd do Dęblina i Stężycy to rutyna ale po drodze było gniazdo bocianie (pod Borowiną), które kiedyś spadło i obserwowałem jak bocian je odbudowywał. Ok. 150 m od niego jest drugie podobne ale opuszczone i od lat nieużywane. Mógł zamieszkać w starym ale wybrał odbudowę.

Ponieważ zawieszono ruch pociągów na odcinku Garwolin - Dęblin musiałem gnać na pociąg do Garwolina. Użyłem map Google licząc na jakąś krótszą trasę. Gdybym nie liczył pojechałbym przez Maciejowice. Ale tak ciekawie wyglądała propozycja Google... Było rzeczywiście ładnie ale nie zawsze dało się jechać. Piach.

Ten kawałek, przed Sobolewem zakończył się drogą brukowaną "kocimi łbami" w miejscowości Godzisz. Był tam też drewniany most nad strumieniem. Ładnie i coraz później.

Za Sobolewem znów zjazd na drogę gruntową. Początek ciekawy.

Ale dalej nie było już tak fajnie.

To kolejne kilometry przedreptane. I dopiero na asfalcie w Nowym Helenowie mogłem przyspieszyć i stanąć by popatrzeć na owce.

Tak więc część trasy, która miała być jak najkrótsza okazała się być trasą pieszą. Na zrzucić ekranu to trasa zaznaczona na niebiesko. Na szaro jest ta, którą pojechałbym bez pomocy Google i wtedy może bym zdążył nawet na wcześniejszy pociąg niż celowałem. Przejazd do Puławy (nie chciałem czekać 2 godziny na peronie) też okazał się być trasą przez piaskownicę. Pojechałem po asfalcie spod stacji w Garwolinie do Krystyny. Dalej, do Starej Huty i jeszcze dalej, do Łucznicy jechałem w zapadającym zmroku, przez las, po drogach gruntowych, miejscami trudno przejezdnych. Planowałem jazdę do samej Warszawy ale na piachu znów straciłem czas. Ostatecznie więc wylądowałem w Pilawie zakładając, że na własnych kołach nie dojadę do domu wcześniej niż w 2 godziny. Koleje Mazowieckie postanowiły mnie zaskoczyć i zamiast 1 godziny musiałem poczekać na pociąg o pół godziny dłużej (opóźnienie jeszcze wzrosło podczas jazdy). Czas ten wykorzystałem m.in. do sprawdzenia daty przydatności na butelce 7UP zakupionej w Łaskarzewie. Dziwny smak napoju mógł być zupełnie zwykły jeszcze w styczniu tego roku. Może nieszczęścia chodzą parami ale ja odniosłem wrażenie, że tych par było dziś kilka.

Do domu dojechałem po północy, to znacznie później niż chciałem. Nawet przejazd ze stacji do domu zapisał się już z datą dnia następnego.
  • DST 258.23km
  • Teren 10.00km
  • Czas 12:23
  • VAVG 20.85km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa wczes
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl