Czwartek, 16 maja 2013
Kategoria wyskok na chwilę
Zgubiłem się i znalazłem
Kolejny trening. No prawie trening. Poruszałem się. Może więcej niż zwykle w dzień roboczy i dlatego nazywam to treningiem. Tym razem chciałem pomęczyć większe podjazdy niż we wtorek. Najpierw przejazd przez ulicę Piasecznica (podobno mają ją utwardzić).

Z niej zaraz w prawo w moją ulubioną głębocznicę. Podjazd tędy zawsze mnie męczy, a uznałem, że trening ma mnie zmęczyć. Na zdjęciu "najgorsze już za mną".

Na końcu podjazdu nagroda.

Przyjechałem drogą z prawej, jechać mam drogą z lewej. Za plecami Skowieszyn. Na wprost długi wąwóz prowadzący gdzie indziej niż chciałem jechać.

Puławy gdzieś tam daleko.

I radosne widoczki.

A myśli wciąż krążą wokół sobotniego wyjazdu. Problemem są spodziewane w sobotę deszcze. Miejsca do których chcę dotrzeć dzień po intensywnych opadach też będą niedostępne. Wypada ruszyć w nocy, dojechać gdzieś o świcie i jechać dopóki się nie rozpada. Powrót w pelerynie już bez postojów. To wariant wschodni. Wariant zachodni też przewiduje jazdę do świtu i... szybki powrót. Chyba nie powinienem tak się tym przejmować. Za tydzień urlop i jechać będzie można gdzie się chce i kiedy. Ale szkoda mi dnia wolnego. Tak myśląc dojechałem do pomnika przy którym nie powinienem być. Fakt, że chciałem do pomnika ale nie tego. W planie był zjazd do Parchatki i podjazd w Bochotnicy. Tymczasem byłem blisko Celejowa. To zmieniło całkiem moje plany.

Pomknąłem dalej do Stoku. Po drodze mijałem ludzi zebranych pod krzyżem na majówkę. W Stoku już asfaltem do Wąwolnicy. Plan przewidywał dojazd do Nałęczowa. Spojrzałem jednak na zegarek - już miałem być w domu. Odbiłem więc na Drzewce Kolonię (pod krzyżem majówka z udziałem młodzieży) i przez Łopatki (pod kapliczką majówka) dojechałem do Klementowic, Pożoga i zamiast gnać asfaltem uznałem, że jeszcze trochę posłucham ciszy - przejazd polnymi drogami.

Ostatecznie przejechałem więcej niż planowałem. Także więcej w terenie niż chciałem. I nadal nie wiem co z sobotą. Pozostaje obserwować prognozy pogody.
Mapka

Z niej zaraz w prawo w moją ulubioną głębocznicę. Podjazd tędy zawsze mnie męczy, a uznałem, że trening ma mnie zmęczyć. Na zdjęciu "najgorsze już za mną".

Na końcu podjazdu nagroda.

Przyjechałem drogą z prawej, jechać mam drogą z lewej. Za plecami Skowieszyn. Na wprost długi wąwóz prowadzący gdzie indziej niż chciałem jechać.

Puławy gdzieś tam daleko.

I radosne widoczki.

A myśli wciąż krążą wokół sobotniego wyjazdu. Problemem są spodziewane w sobotę deszcze. Miejsca do których chcę dotrzeć dzień po intensywnych opadach też będą niedostępne. Wypada ruszyć w nocy, dojechać gdzieś o świcie i jechać dopóki się nie rozpada. Powrót w pelerynie już bez postojów. To wariant wschodni. Wariant zachodni też przewiduje jazdę do świtu i... szybki powrót. Chyba nie powinienem tak się tym przejmować. Za tydzień urlop i jechać będzie można gdzie się chce i kiedy. Ale szkoda mi dnia wolnego. Tak myśląc dojechałem do pomnika przy którym nie powinienem być. Fakt, że chciałem do pomnika ale nie tego. W planie był zjazd do Parchatki i podjazd w Bochotnicy. Tymczasem byłem blisko Celejowa. To zmieniło całkiem moje plany.

Pomknąłem dalej do Stoku. Po drodze mijałem ludzi zebranych pod krzyżem na majówkę. W Stoku już asfaltem do Wąwolnicy. Plan przewidywał dojazd do Nałęczowa. Spojrzałem jednak na zegarek - już miałem być w domu. Odbiłem więc na Drzewce Kolonię (pod krzyżem majówka z udziałem młodzieży) i przez Łopatki (pod kapliczką majówka) dojechałem do Klementowic, Pożoga i zamiast gnać asfaltem uznałem, że jeszcze trochę posłucham ciszy - przejazd polnymi drogami.

Ostatecznie przejechałem więcej niż planowałem. Także więcej w terenie niż chciałem. I nadal nie wiem co z sobotą. Pozostaje obserwować prognozy pogody.
Mapka
- DST 54.14km
- Teren 14.00km
- Czas 02:40
- VAVG 20.30km/h
- VMAX 49.61km/h
- Temperatura 24.0°C
- Sprzęt były Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj