Informacje

  • Wszystkie kilometry: 103464.51 km
  • Km w terenie: 357.00 km (0.35%)
  • Czas na rowerze: 262d 01h 52m
  • Prędkość średnia: 16.43 km/h
  • Suma w górę: 181173 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy trobal.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Poniedziałek, 24 lipca 2017 Kategoria ponad 10 godzin

185

Miało być ciepło. Miało być pochmurno. Wiatr miał być słaby. Same plusy. W razie czego założyłem jednak bluzę z długimi rękawami. Prognozy zapowiadające chmury bez deszczu mogły oznaczać przebłyski słońca. Ruszając o wpół do szóstej oczywiście słońca nie widziałem. Nie widziałem też błękitu nieba. Całe było zachmurzone. Gdzieś daleko widać było miejscami wstające mgły. A jechało się super. Jeszcze nie było gorąco.
Pierwszy postój pomiędzy Józefowem i Otwockiem. Plaża nad Świdrem pusta.

Ostatni raz jechałem tędy chyba wiosną. Dlatego właśnie wybrałem tą drogę do Puław. A po głowie chodziły na początku tylko myśli o ostatnich wydarzeniach. Od dwóch lat rząd i jego partia wprowadzają zmiany mające na celu centralizację jak za PRL i dlatego wszędzie nominuje się kolegów i znajomych. Nepotyzm. Państwo kolesi. Teraz jeszcze wprowadzania zmian do sądów. Zniesienie niezawisłości i przekazanie władzy nad sędziami ministrowi. Conocne protesty. To męczące. Ale nie wypadało nie brać w tym udziału. Tylko na koniec ten tekst ze sceny pod sejmem, że starzy już nie są potrzebni, bo przyszli młodzi. Chyba nie wypada deptać sobie samemu po palcach? Ale jednak. Teraz młodzi. Ten wyjazd był mi potrzebny, żeby od tego odpocząć. Przestać patrzeć i słuchać jak władza bierze serio tekst Ga-Ga "Cała władza w ręce ludu a lud rządzony niepohamowaną żądzą upijania się".
Ale to ciągle chodziło samo po głowie. Wulgaryzacja języka. Starzy liderzy pamiętający poprzednią walkę o wolną Polskę. Obecni liderzy partii politycznych. Głosowanie w sejmie i w senacie nad ustawą o różnej treści. Bałagan. Obelgi. Obawa o przyszłość nie tylko kraju ale i własną. Pochmurna pogoda i przejazd przejazd przez tereny zabudowane tylko sprzyjały tym jałowym przecież myślom. Nie poprowadzę tłumów. Nie zainspiruję tych, którzy mogą to zrobić. Owszem. Na ostatnią demonstrację wziąłem wydrukowane przez siebie kartki z hasłami: "państwo kolesi ≠ państwo prawa" oraz "równość wobec prawa". Sprzeciwów nie było ale i tak wygrywały: "wolność, równość, demokracja", "konstytucja" i "chcemy veta". Nie kupujcie zniczy w Rossmanie. Z takimi poszliśmy pod Sąd Najwyższy. Mają cienkie knoty i ciągle gasły choć wiatr nie szalał. Mogliśmy kupić na miejscu od handlarzy flag ale to zobaczyliśmy później, po kilkunastu próbach utrzymania ognia. Czy to, że wszyscy mają takie same flagi (biało czerwone i Unii Europejskiej) nie jest dowodem na to, że to nie jest protest spontaniczny? I tak dalej aż dojechałem do miejsc gdzie nie można podejść do horyzontu.
Poranek w Warszówce:

Dawno. Dawno mnie tu nie było. Z Warszówki do Warszawic jechałem po nowym asfalcie. To przyjemne.
W Sobieniach Jeziorach trochę mnie przestraszył wyprzedzający mnie samochód drogowców ze żwirkiem i lepikiem. Na szczęście pojechali inną drogą niż ja. Uniknąłem żwirku na oponach. Tutaj zaczynają się sady ciągnące się aż do Wilgi.

Gruszki, jabłka. Tylko drzewa w większości żyją tu krótko.

W Goźlinie rodzina na spacerze.

Mariańskie Porzecze. Kościół ten sam od lat. Ale czasami można jeszcze raz sfotografować.

Kilka kilometrów za Wilgą wjechałem na szosę 801. Starałem się unikać dróg z dużym natężeniem ruchu. Tu ruch jest średni i mały ale jednak jest. Nie zawsze przeszkadza bocianom. Tutaj gniazdo przy samej drodze w Bączkach:

Wjeżdżając do Maciejowic musiałem zwolnić. Jarmark. Ludzie przechodzą po jezdni z rynku do sklepów i z powrotem. Ale miło zobaczyć żyjący rynek. W jednych miejscowościach rynki przerabia się na skwery. W innych tworzy się puste "place defilad". Są jednak na szczęście takie w których nadal jest to miejsce handlu. Targowiska na obrzeżach miast to poroniony pomysł. Z tego żywego rynku pojechałem sprawdzić czy oznaczono chociaż tabliczką dawny cmentarz żydowski w Maciejowicach. Podobno kiedyś tabliczka tam była gdy już nie było nagrobków. Ale nic się nie zmieniło. Cmentarz tu kiedyś był:

Tak przy okazji chciałem zobaczyć jak wyglądają wsie leżące nad Wisłą między Maciejowicami i granicą województwa mazowieckiego. Zacząłem od Kochowa. Ale tutaj wydawało się, że to osada letniskowa. Dopiero w Kobylnicy poczułem się jak na wsi. Nie znałem tego terenu więc popełniłem kilka błędów w nawigacji. Wcale nie spodziewałem się, że z Kobylnicy do Wróbli mam jechać taką drogą:

Wybrałem asfalt, który doprowadził mnie donikąd i musiałem wrócić do drogi szutrowej. W samych Wróblach przyjemnie. Wieś rozciągnięta wzdłuż wału wiślanego. Z wału widok na Wisłę. Typowy? Nietypowy? To zależy jaką Wisłę się zna.

Nawet jeszcze w Gołębiu myślałem o jeździe po głównej drodze do Puław. Zatrzymałem się pod kościołem by zbić zdjęcie jednej z miejscowych atrakcji turystycznych. Domek Loretańśki.

Zmieniłem zdanie co do trasy po ponownym wjechaniu na 801. To była godzina gdy do pracy w ZA jechała kolejna zmiana pracowników. Zero szans na spokojną jazdę. Odbiłem do lasu. Na szczęście na tych piaszczystych drogach po niedawnych ulewach nie było już niemal śladów. Ale pod ZA spotkałem jadącego w przeciwnym kierunku rowerzystę, który był bardzo zaniepokojony stanem dróg. Bał się, że dalej nie przejedzie. Być może udało mi się człowieka uspokoić. Nie gonił za mną.
Po postoju w Puławach przyszedł czas na powrót i tu było kilka opcji.
1. Jazda na rowerze do Warszawy. Wybierając najkrótszą trasę jechałbym tą samą drogą, którą przyjechałem.
2. Jazda do Radomia. Najbliższa stacja obsługiwana przez Koleje Mazowieckie. Ale pociągi z Radomia do Warszawy jadą aż 3 godziny.
3. Jazda do Garwolina lub Pilawy. To znów ta sama trasa, którą przyjechałem.
4. Jazda do Łukowa. Odległość troszkę większa niż do Garwolina. Z Siedlec pociągi co godzinę.
Wybrałem wariant czwarty. Dawno mnie tam nie było. A w Siedlcach byłem chyba tylko raz by zobaczyć pałac, lapidarium i cmentarz żydowski. W Łukowie bywałem częściej ale dawno temu. No i chciałem przejechać przez Wieprz w Jeziorzanach.
Na początek droga do Żyrzyna i Baranowa. Po przejechaniu leśnymi ścieżkami przy ZA wyjechałem w Bałtowie:

Do Baranowa i z Baranowa kilka kilometrów drogami biegnącymi przez lasy. W ten upał na pewno było warto. W Zagóździu Młyn. Już elektryczny ale nikt go nie przenosi dalej od wody.

W pobliskim Mesznie pierwszy raz zwróciłem uwagę, na to, że miejscowy kościół, nowoczesny, ma pobudowane soboty.

Nie pierwszy kombajn tego dnia.

Miałem przejechać przez Katarzynów. Omyłkowo zjechałem z asfaltu wcześniej niż powinienem. Jechałem dzięki temu krócej ale po gorszej drodze. W sumie więc jeśli oszczędziłem to odległość ale czasu na pewno nie. Zaraz też były Jeziorzany z łąkami i Wieprzem.

Dawne Łysobyki zmieniły nazwę ale na szczęście nie zmieniła się sama miejscowość. Nadal chaty stoją w szeregach przy drodze do Przytoczna.

Droga Przytoczno - Adamów zaskoczyła mnie nie mile. Nie spodziewałem się tak wielu samochodów. Szczególnie tych największych. Ale były. I to całkiem sporo. Za Adamowem za to mijało mnie kilka samych ciągników siodłowych bez naczep. Zbliżał się koniec dnia.
Wojcieszków. Przy rynku jest kilka starych drewnianych domów. Przy robieniu zdjęcia pod słońce ujawniły się wady obiektywu.

W innym mieście się Izba Regionalna.

Miałem teraz 19 km do Łukowa. Droga o dużym natężeniu ruchu. Słońce coraz niżej. Żeby zdążyć na pociąg mocniej naciskałem na pedały. Zanim jednak dojechałem sprawdziłem jeszcze o której mam ten pociąg na który tak się spieszę i ... oklapłem. Pociąg miał być dopiero za kilka godzin. Nie wszystkie pociągi jadące z Siedlec do Warszawy startują z Łukowa. Nie wpadłem na to wcześniej. Dojechałem więc pod dworzec na którym byli kiedy Tytus, Romek i Atomek ale nie wchodziłem.

Przede mną było prawie 30 km jazdy. Mniej byłoby gdybym zdecydował się jechać drogą krajową. Miałem z niej jednak złe wspomnienia. I to mimo tego, że jechałem nią tylko jeden raz. Za to drogą zaczynającą się przy dworcu w Łukowie jechałem wielokrotnie. I było OK. Teraz też było OK do czasu aż zdałem sobie sprawę, że nie jeździłem tędy do Siedlec tylko do Mord. Musiałem więc pojechać po ciemku nieznanymi drogami. Co więcej częściowo przez las tą drogą krajową której unikałem. To wszystko się udało. Jeszcze tylko obawiałem się wolno biegających psów ale te spotkałem dopiero pod samymi Siedlcami. Dwa. Owczarek alzacki i jakiś mieszaniec podobnych gabarytów. Podbiegły do mnie na jezdnię. Nie miałem szans by uciec. Psy na szczęście były tylko zainteresowane, a nie agresywne. A ja tylko przestraszony a nie pogryziony.
Do Siedlec dojechałem kwadrans po odjeździe pociągu na który się tak spieszyłem. Ze zmęczenia drżały mi ręce. Wybór trasy może był błędem ale podobała mi się, także dlatego, że odwiedziłem dawno nie widziane miejsca.
W pociągu. Wśród pasażerów był chłopak z dużymi bagażami, który bilet kupił od konduktora. Nie zawracałbym sobie nim głowy ale nie wiedział dokąd kupił bilet. Kiedy ma wysiąść. Nawet nie wiedział co ma napisane na bilecie. Najwyraźniej nie znał innego alfabetu poza cyrylicą. Był w obcym kraju. Jechał w nieznane miejsce. Nie znał języka. Nie był szczęśliwy. Postarałem się jak potrafiłem wytłumaczyć, że bilet ma do ostatniej stacji. Nie wiem czy pomogłem. Wysiadłem wcześniej. A on chyba bał się nieznanego bardziej niż nasi ksenofobiczni rodacy boją się imigrantów.
  • DST 263.60km
  • Teren 7.50km
  • Czas 12:49
  • VAVG 20.57km/h
  • Sprzęt były Kross Trans Alp
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ntrum
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl