Informacje

  • Wszystkie kilometry: 103464.51 km
  • Km w terenie: 357.00 km (0.35%)
  • Czas na rowerze: 262d 01h 52m
  • Prędkość średnia: 16.43 km/h
  • Suma w górę: 181173 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy trobal.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 31 maja 2017 Kategoria ponad 10 godzin

128

Plan: Wyjazd do Małkini pociągiem i jazda do Drohiczyna i do najbliższego mostu, żeby przejechać też przez Ruską Stronę, czyli dawną część Drohiczyna. Następnie wzdłuż Bugu powrót do Warszawy.
Plan ten został odrzucony po zapoznaniu się z prognozami pogody. W tych okolicach miało padać przed południem.

Inny plan. Wyjazd do Dęblina pociągiem i jazda do Nietuliska Fabrycznego, do ruin walcowni żelaza. Prognozy mówiły, że tam nie będzie padać. Nie sprawdziłem jaka pogoda będzie po drodze. Błędy wpływają najmocniej na nasze życie, ponieważ ich konsekwencje są niespodziewane. Mogę powiedzieć, gdy moknę na deszczu, że to nie ja. To jednak ja i to mokry ja i mówienie nic nie zmieni. Plan przewidywał też powrót do Warszawy na rowerze ale wiatr był przeciwny i musiałem się z nim zgodzić.

Z pociągu wysiadłem przy ładnej pogodzie, a okoliczne budynki zapewniały skuteczną ochronę przed wiatrem. Wciąż nie wiedziałem...

... nie wiedziałem jak wiele się zmieni. A już przy forcie Borek widziałem, jak świat się zmienia. Wejście do fortu było bowiem zagrodzone, czego nigdy wcześniej nie widziałem.

Okazało się, że ogrodzenie z patyków jest wzmocnione drutem elektrycznego pastucha. Teren samego fortu jest teraz wykarczowany, nie ma gęstych krzaków. Teraz jest to... pastwisko.

Same drogi urzekały. Lato w pełni.


Na trasie znalazł się Czarnolas. Ten od Kochanowskiego. Nic ciekawego. Jest park i dworek. A z dworu Kochanowskiego jest kawałek futryny albo kominka leżący przy drodze. Cała reszta nawet nie udaje rekonstrukcji.

Już wiedziałem, że wiatr mi da w kość. Nie dmuchał na wprost. Nie na wszystkich odcinkach ale zawsze było pod wiatr. Początkowo tylko miałem nadzieję, że ma on związek z burzowymi chmurami, które przemykały po niebie. Nawet jak padał deszcz to gdzieś dalej, lub wcześniej.

Jechałem przez tereny nieraz już przeze mnie rozjechane. Ale jechałem drogami, których nie znałem. W ostatnich latach przybyło wiele asfaltu. Dlatego wszystko było dla mnie nowe. I przez to ciekawe. Choćby ta droga. Droga do Babina ze Starego Zamościa.

Przy niej znalazłem zaskakującą figurę. Pomieszanie symboli i pomysłowości.

W drodze do Ciepielowa przejeżdżałem przez dolinę Zwolenki. Podobała mi się przeprawa nad Zwolenką w Chotczy. Ale tutaj też było ładnie.

Na odcinku Tymienica - Ciepielów złapał mnie deszcz. Deszcz i grad. Zero szans na ukrycie się. W kilka minut byłem całkowicie przemoknięty. Myślałem o znajomym z Ciepielowa, który opowiadał mi, że pod Ciepielowem jest jakaś anomalia, która sprawia, że na sporym terenie niemal nie pada tam deszcz. Że nawet chmury się w tym miejscu nie zbierają. Gdy to mówił przypomniałem sobie jak w nocy otoczony burzami stałem pod Ciepielowem patrząc w ugwieżdżone niebo. Teraz chciałem mu się pokazać przemoczony i zapytać ile w tym jest prawdy. Przeszło mi gdy dojechałem do Ciepielowa. Suchego i w pełnym słońcu. W Ciepielowie rzeczywiście nie padało, a ja byłem tylko przemoczonym posłańcem złej aury.
W Ciepielowie podjechałem do synagogi. Sprzedana kilka lat temu powinna się zmieniać. I chyba się zmieni ale w kupę cegieł. Już nawet nie ma folii pokrywającej deski dachu.

Kolejnym miejscem w którym się zatrzymałem było Sienno. Miałem problem z przypomnieniem sobie, gdzie w Siennie znajduje się kirkut ale rozpoznałem dom narożny przy drodze prowadzącej do tego cmentarza. Gdy dojechałem z domu naprzeciwko wyszedł pies, którego też pamiętałem. Już stary, z bielmem na oczach. Czas płynie. Ale pomnikowa brama na cmentarz nadal stoi, tylko trawa jest wyższa niż kiedyś.

Na osiemdziesiątym siódmym kilometrze wjechałem do województwa świętokrzyskiego. Tutaj było inaczej. Nawet wiatr wiał trochę inaczej (naiwnie myślałem, że chodzi o miejsce). Bocznymi drogami dojechałem do celu. Byłem u podnóża Gór Świętokrzyskich. Zatęskniłem trochę za błądzeniem, a czas pędził.

Same ruiny walcowni to może nie wszystko. Tutaj są też rzeźby. Od lat. Teraz i one wyglądają inaczej niż kiedyś. Pojawiła się na nich "patyna". Moje ulubione.


Już nie myślałem o pedałowaniu do Warszawy. Było późno. Nie miałem ochoty na jazdę w nocy, także dlatego, że byłem za cienko ubrany. Za to miałem mało czasu na powrót do Dęblina. Ostatni pociąg o 21:25. Musiałem się sprężać. Ale...
Wiatr przeszkadzał. On nie wiał inaczej w województwie świętokrzyskim. On zmienił trochę kierunek. Wystarczająco mocno zmienił by znów utrudniać jazdę.
W drodze do Sienna zjechałem na moment z trasy by zobaczyć miejsce pamięci narodowej. Miejsce to okazało się niezbyt interesujące. Może tylko informacja o żołnierzu AK walczącym w 1946 roku zwróciła moją uwagę (AK rozwiązano na początku 1945 r.). Więcej uwagi poświęciłem... konwaliom.

Wracałem tą samą trasą jaką już przejechałem wcześniej. I znów miałem pod wiatr. Wiatr coraz słabszy na szczęście. Ale jednak miałem wątpliwości, czy uda mi się dojechać na czas. W miejscowości Wielgie zatrzymałem się na moment by zrobić zdjęcie dawnemu (chyba) młynowi.

Zasuwałem jak nigdy. Pod Czarnolasem pomógł mi jakiś pies. Żeby mnie nie dogonił musiałem jechać ponad 30 km/h. Taki doping. I udało się. Udało się wrócić jeszcze tego samego dnia i następnego dnia pojechać do pracy. A gdybym jednak pojechał do Drohiczyna? To jakby było? Pewnie inaczej.


  • DST 215.60km
  • Czas 10:06
  • VAVG 21.35km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa azyci
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl