Informacje

  • Wszystkie kilometry: 103464.51 km
  • Km w terenie: 357.00 km (0.35%)
  • Czas na rowerze: 262d 01h 52m
  • Prędkość średnia: 16.43 km/h
  • Suma w górę: 181173 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy trobal.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

spacerkiem

Dystans całkowity:4516.11 km (w terenie 30.00 km; 0.66%)
Czas w ruchu:306:06
Średnia prędkość:14.60 km/h
Liczba aktywności:119
Średnio na aktywność:37.95 km i 2h 36m
Więcej statystyk
Czwartek, 8 czerwca 2017 Kategoria spacerkiem

142

Środa, 7 czerwca 2017 Kategoria spacerkiem

140

Środa, 7 czerwca 2017 Kategoria spacerkiem

141

Wtorek, 6 czerwca 2017 Kategoria spacerkiem

139

Tak to wygląda gdy chce się pojechać inną, dłuższą drogą i wyjeżdża się wcześniej by odebrać po drodze wiadomość, że jeszcze coś trzeba wziąć z domu.
Wtorek, 6 czerwca 2017 Kategoria spacerkiem

138

  • DST 46.70km
  • Czas 02:27
  • VAVG 19.06km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 5 czerwca 2017 Kategoria spacerkiem

136

  • DST 35.90km
  • Czas 02:06
  • VAVG 17.10km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 5 czerwca 2017 Kategoria spacerkiem

136

  • DST 41.60km
  • Czas 02:12
  • VAVG 18.91km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 czerwca 2017 Kategoria spacerkiem

135

Spacer z żoną. Nie zarejestrowany przejazd z Puław do Dęblina.

Tym razem wybraliśmy się do Sobieszyna. Do takiej trasy przymierzałem się od zeszłego roku ale... Każda długa trasa może się okazać dla żony za długa. Już w tym roku co najmniej raz groził rozwód. To sprawia, że planowanie tras jest zajęciem ryzykownym. Teraz w grę wchodziło ok. 73 km jazdy do Puław i ok. 30 km jazdy do Dęblina. Łącznie to dystans dla małżonki troszkę za duży ale planowana była przerwa i posiłek. Zaryzykowałem. Bez ryzyka jest nudno. Gdy wszystko można przewidzieć to nie warto ruszać tyłka z miejsca. De Selby podróżował oglądając pocztówki. Ale ja nie jestem postacią fikcyjną. Żona też. A trasa nie była podróżą palca po mapie. Dodatkowo od 11 VI nie będzie komunikacji kolejowej na trasie Warszawa - Dęblin. Jazda przez Łuków to już ogromna strata czasu. Wypadało pojechać. Wypadało wstać wcześnie i gnać na stację. Wypadało przez 2 godziny znosić niewygodę jazdy pociągiem z wieloma rowerami nastawionymi na Kazimierz Dolny. Wypadało też nie komentować tego. Kazimierz Dolny w letni weekend? Nie warto. Nie polecam.

Po dojechaniu do Dęblina ruszyliśmy w stronę Ryk. Przy forcie Mierzwiączka często biegają luzem konie. Miło popatrzeć.

Nieco dalej zatrzymałem się, by sfotografować znak drogowy. To nie była jak pod Wyszkowem droga kreta. To była...

W Stawach jedna nitka linii kolejowej przecina jezdnię pod ostrym kątem. Trzeba uważać. Nawet zobaczyliśmy jak trzeba uważać, ponieważ z naprzeciwka jechała para rowerzystów i jadąca z przodu kobieta runęła z rowerem na jezdnię. Za nią tylko był krzyk: "Mówiłem k..wa uważaj!". Zdarzenie to wpłynęło na nas bardzo mocno i ostrożnie przejechaliśmy przez tory nie wchodząc w bliższą znajomość z asfaltem.
Stawy to nie tylko nazwa. Tutaj rzeczywiście są stawy. To też już część Ryk. A w Rykach jest trochę stawów.

W Rykach pomyliłem drogi. Po raz pierwszy tego dnia ale nie ostatni. Zamiast do Sobieszyna pojechalibyśmy do Żelechowa. Zawróciliśmy spod cmentarza i wróciliśmy na właściwą trasę, która miała biec przez Oszczywilk (ta nazwa wzrusza mnie od trzydziestu lat). Dalej było trochę lasów. Brałem pod uwagę upał tego dnia. Nie wziąłem za to pod uwagę tego, że na cień będzie za późno albo za wcześnie. Nie było więc cienia ale były lasy. Na łąkach hałasowały świerszcze. W lasach ptaki. Trochę też hałasowały samochody, jak się jakiś pojawił i bardzo, bardzo mało motocykli, które przecież hałasują najbardziej.
Tak dojechaliśmy do Nowodworu. Tutaj po wspinaczce na szczyt na którym kiedyś mieszkał znany kiedyś człowiek (kamień upamiętnia ten fakt) skręciliśmy w stronę lasów i kolejnych stawów. Wydawało mi się, że dobrze pamiętam trasę do szkoły w Sobieszynie-Brzozowej. Tylko mi się wydawało. Po ok. kilometrze wyjechaliśmy obok gospodarstwa w Zosinie. Do Zosina mogliśmy dojechać po asfalcie. Na zdjęciu trobal w złym miejscu.

Nic to. Muszę sobie trochę przypomnieć jak to wszystko leciało. Jeszcze w zeszłym roku jeździłem tu bezbłędnie. W ten sposób mieliśmy okazję przejechać zabytkową aleję prowadzącą do szkoły w Brzozowej.

Przyroda. Interesowała nas najbardziej przyroda. Dlatego tylko przemknęliśmy przez teren szkoły. Pojechaliśmy nad stawy.

Dalsza jazda to mój kolejny błąd. Wolę napisać, że mój. Tak jest bezpieczniej.
Kolejnym elementem wycieczki miał być pałac w Sobieszynie. By nie jechać główną drogą postanowiłem przejechać przez las do drogi Lendo Wielkie - Sobieszyn. Jeszcze przed lasem mieliśmy przyjemność spłoszyć sarnę z młodym. Buszowały w zbożu. Nie zdążyliśmy ich ustrzelić aparatami. Nawet nie zdążyliśmy po nie sięgnąć. W lesie też nie zdążyłem powiedzieć "nie" i pojechaliśmy w pajęczyny i pokrzywy. Rowery musiałem przenosić przez barierkę przy drodze, by dostać się na drogę. Do pokrzyw na odkrytej przestrzeni dołączyły radosne komary i gzy. Gorące powietrze było pełne nienawiści. Nawet pobocza już nie były przyjazne...

I pałac też już nie sprawił wielkiej frajdy. Pałac, który powoli się sypiąc teraz jeszcze zaczyna znikać wśród roślinności.

Jeden z obecnych mieszkańców pałacu

Trudną sytuację uratowały bociany. Dokładniej, wiele bocianów. Bo jest ich w Sobieszynie i w pobliskim Drążgowie dużo. Chodziły, latały i klekotały. W gniazdach młode. Po dwa, trzy (tutaj trzeci się schował).

A dalej to już Baranów, Żyrzyn, Bałtów, ścieżki w lesie i Puławy.
Powrót okazał się być też ciekawy, chociaż był ciekawy inaczej. Starałem się jechać omijając najbardziej piaszczyste fragmenty drogi. Dlatego wyszedłby z tego zygzak na mapie, z piachem, który był lepszy niż zatłoczony asfalt. Od Niebrzegowa wyścig z czasem - w oddali burzowe chmury i błyski. Od Kleszczówki porywisty wiatr. W Dęblinie zaczęło lać. Przemoknięci dojechaliśmy na dworzec z pełną poczekalnią ludzi. Coś było nie tak z pociągami ale nasz stał i czekał. Byli i ludzie (z rowerami) którzy nie zdążyli na poprzedni pociąg (dwie godziny wcześniej). Nie przemokli ale też nie wiedzieli.... Nie wiedzieli, że ten poprzedni pociąg pod Garwolinem stanął i dalej nie pojechał.
Tak się kończą wyjazdy na Lubelszczyznę. Na co najmniej rok. Sam jeszcze tam pojadę. Nie zawsze na rowerze.


  • DST 103.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 06:40
  • VAVG 15.45km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 czerwca 2017 Kategoria spacerkiem

133

  • DST 38.80km
  • Czas 02:08
  • VAVG 18.19km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 czerwca 2017 Kategoria spacerkiem

134

  • DST 48.30km
  • Czas 02:38
  • VAVG 18.34km/h
  • Sprzęt Klasyk
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl