Informacje

  • Wszystkie kilometry: 103464.51 km
  • Km w terenie: 357.00 km (0.35%)
  • Czas na rowerze: 262d 01h 52m
  • Prędkość średnia: 16.43 km/h
  • Suma w górę: 181173 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy trobal.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 6 maja 2017 Kategoria ponad 10 godzin

94

Chciałem coś sprawdzić. Dawno nie jeździłem na długich dystansach. Najwięcej chyba było 170 km? Chyba. Chciałem sprawdzić czy jeszcze daję radę. Trasę wymyśliłem sobie sentymentalną i może byłaby taka do końca gdybym się nie gubił i nie wjeżdżał w jakieś drogi z ciekawości. W sumie więc wyszło jak zwykle inaczej niż planowałem. Ale przynajmniej cel się zgadzał nawet gdy kierunek nie zawsze...
Do samej Kołbieli pojechałem z grubsza tak jak planowałem. Z grubsza, ponieważ podczas jazdy uświadomiłem sobie, że ani nie nasmarowałem łańcucha, ani nie wziąłem nic do smarowania. To jeszcze nic. Zaraz też odkryłem, że przestała mi działać przednia przerzutka, z którą mam problemy od zimy. W tym drugim przypadku miałem nadzieję, że intensywne smarowanie coś zmieni. Wypatrywałem więc stacji benzynowych i bardzo się zdziwiłem, że nie ma w nich smarowideł w spreju. Jest WD40. Ale toto nie smaruje. Ostatecznie w Kołbieli, w sklepie spożywczym kupiłem jakiś wynalazek, którego mocnymi stronami były aplikator i duża siła z jaką to cudo pryskało. Po parokrotnym przedmuchaniu tym czymś przerzutka zaczęła pracować normalnie i nawet zrzucała łańcuch na najmniejszą tarczę, czego już się po niej nie spodziewałem. A zanim dojechałem do Kołbieli dwukrotnie jechałem w deszczu. Prognozy zapowiadały poprawę pogody w godzinach 9 - 15 i to się sprawdziło.
Za Kołbielą, w Sufczynie, chciałem sfotografować bociana na mokrej łące. Biedak jednak uznał, że stanowię zagrożenie i wolał odlecieć. Po tym postanowiłem więcej tych ptaków nie stresować.

Nieco dalej zapuściłem się w las, choć nie pamiętałem dokąd ta droga prowadzi, a kiedyś już nią jechałem.

Dojechałem do Gocławia i przypomniałem sobie, że to kiedyś był błąd, który właśnie powtórzyłem. Z Gocławia można wyjechać tylko w drogi leśne, których wolałem unikać po ostatnich deszczach. Można było też dojechać do drogi krajowej, na co nie miałem ochoty. Wypadało więc pojechać najbliższą drogą w stronę Parysowa. Tym samym zrezygnowałem z przejazdu przez Stoczek Łukowski. Droga okazała się całkiem przyjemna. Przez kilka kilometrów biegła przez las.
Po przejechaniu przez Parysów musiałem stanąć by napatrzeć się na łąki.

Dalej też było ładnie. A nieodłącznym elementem ładnych widoków jest mniszek polny.

Mimo danej sobie obietnicy nie straszenia bocianów jeszcze raz podjąłem próbę sfotografowania tego ptaka podczas "wypasu". I znowu bociek się zestresował i odleciał ale zdążyłem.

W stawach w Mysłowie wysoki poziom wody. Wszędzie jest wysoki ale tutaj jak tak dalej pójdzie to i ryby się utopią.

Po pierwszej setce popełniłem błąd. Po setce to mogło się zdarzyć. Nie bez powodu po setce nie można prowadzić pojazdów. Ja zamiast w prawo zakręciłem w lewo. Niby nic, ale pojechałbym do Łukowa zamiast do Jeziorzan. Po korekcie zrobiłem zdjęcie tablicy z nazwą mijanej miejscowości. Nie jest popularna tak jak wcześniej mijane Jagodne, które jest podobne do innego Jagodnego, które znam lepiej.

W miejscowości Radoryż Smolany zaintrygował mnie jeden budynek. Znajduje się w pobliżu "Zespołu szkół" i będę musiał chyba kiedyś ten zespół zobaczyć, bo może być ciekawy.

W pobliskiej Krzywdzie darowałem sobie tym razem oglądanie dworu, za to bliżej centrum zrobiłem sobie przerwę na jedzenie batonika i ruszyłem w stronę Adamowa. Po drodze mijałem farmę słoneczną. Widok rzadszy od farm wiatrowych.

Adamów był oflagowany. Przy głównej drodze i na rynku, na słupach wisiały flagi narodowe i flagi Adamowa. Ta Adamowa wygląda tak:

Cieszyłem się, że stąd mam już tylko 18 km do Jeziorzan. Jednak przerwa w dalszych wyjazdach wpływa na wytrzymałość. Pozostał mi jeszcze mój upór.
W Jeziorzanach ptaki gdzieś tam daleko. To i tak nie jest okres gdy w przelocie zatrzymują się tu stada gęsi. I nie ten okres gdy w pobliskim PGR-ze hodowano tysiące gęsi. Ale łąki zalane. I tak wyglądają nieźle. Lubię tą rzekę. Zjeździłem ją chyba na całej długości i po obu brzegach. Jeszcze trzysta lat temu była rzeką żeglowną.

Dalsza droga... Miałem jechać do Michowa. Ale na horyzoncie były ciemne chmury, a wiatr zaczął poważnie dokuczać. W ostatnich latach przy drodze Michów - Kurów stanęło trochę wiatraków. Widziałem je znad Wieprza. Pracowały, a ja nie miałem ochoty doświadczać na sobie tej mocy, która wytwarza prąd. Pojechałem gruntowymi i bocznymi drogami do Baranowa. Wciąłem się też w Zagóździu w wesele. Mały tłum gości czekał. Orkiestra na drodze. Za wsią, w lesie droga zatarasowana gałęziami. Ktoś czekał by od młodych pobrać okup. Tradycje. Dla mnie ważniejszy był las i jego cień, i osłona od wiatru. Tak samo zamierzałem lasem mknąć do Żyrzyna. Nie do końca, bo tak się nie da. Już gdy byłem na odkrytym terenie usłyszałem grzmoty. Burza. Gdzieś wysoko. Gdzieś niedaleko. Ale nie nade mną.
Ponieważ teraz ruszyły budowy trasy S17 (w Żyrzynie też) i obwodnicy Puław, musiałem przebić się przez lasy. to właśnie gdy byłem w lesie zaczął padać deszcz. Drobny. Ale korzenie drzew już były śliskie.
Za Zakładami Azotowymi, przy ścieżce rowerowej jeszcze są zawilce. Dużo. Zaraz też będą konwalie. Ale zawilce w deszczu i słońcu na raz wyglądają tak:

Po kawie i większym deszczu ruszyłem do Dęblina na pociąg. Ze względu na kałuże i samochody zdecydowałem się nie jechać najkrótszą drogą. Tak więc znów była ścieżka rowerowa w lesie, a później zaryzykowałem przejazd wzdłuż torów do Gołębia. Przy ZA jeszcze błoto, tam ziemia jest za bardzo zmaltretowana przez sprzęt ciężki by odzyskała swoją strukturę i wchłaniała wodę.

Ale po 200 metrach już jest całkiem fajnie. I nie było jeszcze zbyt ślisko i zbyt mokro.

Był czas gdy tłukli się tu na motocyklach. Niszczyli nawierzchnię, hałasowali i zganiali rowerzystów z drogi. Drogi, którą biegną szlaki turystyczne pieszy i rowerowy. Na szczęście po początkowych patrolach leśników (chyba ich poinformowano o tym co się tu dzieje) pojawił się szlaban i sytuacja się uspokoiła.
Dalsza droga to już asfalt. Trochę dziurawy ale jeszcze jest. Domów przy torach jest niewiele. Za to są tu kozy. Dzisiaj tylko dwie, kiedyś to stadko było większe.

Ponieważ miałem jeszcze trochę czasu, mogłem sobie pozwolić na przejazd przez Niebrzegów. Tutaj też widać, że Wieprz ma za dużo wody. Ale bywało gorzej. Bywało, że Niebrzegów był zalany.

W Dęblinie jeszcze tylko tradycyjna fotka fortu Mierzwiączka i zaraz dworzec.
Terasa do dworca w Dęblinie:

Nocna i mokra (tutaj zmokłem) trasa z dworca do domu:

  • DST 222.50km
  • Teren 7.00km
  • Czas 10:40
  • VAVG 20.86km/h
  • Sprzęt były Kross Trans Alp
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa urozd
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl